Poznański Festiwal Fantastyki Pyrkon
systematycznie się rozwija i jak pochwalili się organizatorzy, trzeci rok z rzędu liczba konwentowiczów ulega podwojeniu.
W ostatni weekend przewinęło się przez teren MTP przeszło 12000 miłośników
fantastyki, a liczba punktów programu była tak przeogromna, że za rok ktoś
chyba będzie musiał stworzyć specjalną aplikację aby to ogarnąć. To cieszy,
niestety na początek będzie troszkę marudzenia, bo odniosłem wrażenie, że
Pyrkon w tym roku nie był przygotowany na taki nawał uczestników. A zaczęło się
dla mnie dość optymistycznie…
Piątek 22.03
Udało mi się wyrwać wcześniej z
pracy i uradowany tym faktem zmierzałem na Pyrkon, aby wziąć udział w
pierwszych prelekcjach na które polowałem. Niestety okazało się, że przed
wejściem utknąłem w kolejce na przeszło trzy godziny. Z tego dwie na wolnym
powietrzu. W ostatni piątek w Poznaniu? Uwierzcie, mało to przyjemna rozrywka
była. Efekt? Wymarzłem i spóźniłem się na planowane spotkania. Cóż, na poprawę
nastroju wybraliśmy się z Żoną na koncert zespołu Południca! I tu kolejny
zgrzyt. Nagłośnienie na głównej scenie pozostawiało wiele do życzenia i mimo,
że zespół naprawdę daje radę (o czym więcej wkrótce) było to widowisko średnio
słuchalne. Pomyśleliśmy nie ma co się zrażać, zatankowaliśmy piwko i ruszyliśmy
na dwa wieczorne panele. Pierwszym tematem była „Nauka vs magia” z udziałem
takich tuzów jak Jarosław Grzędowicz, czy Ewa Białołęcka. Dyskusja w temacie
okazała się naprawdę interesująca i pełna smaczków, a ja na listę autorów do
sprawdzenia wpisałem sobie Krzysztofa Piskorskiego, którego podejście do tematu
bardzo mnie zaintrygowało. Ostatni wykład to niestety znów lekki zawód. Temat ciekawy
„Kto jeszcze pisze opowiadania”, ale teorie, które snuła większość prelegentów
są według mnie tak mocno naciągane i tak odmienne od mojego myślenia, że nie wytrzymaliśmy
do końca. W skrócie. Zaserwowano nam tezę, że opowiadania tak naprawdę się
skończyły (ktoś podliczy ile wyszło nowych antologii w 2012 roku?). A
przyczyna? Obecną popularność fantasy (jakby w tym gatunku nie było dobrych
opowiadań). Podsumowując piątkowy rozruch wypadł cokolwiek średnio.
Sobota 23.03
Na teren MTP udało mi się dotrzeć
wcześnie, bo już ok. 11. I zacznę znów od narzekania, bo na pierwszy rzut
trafiłem na spotkanie ze Stefanem Dardą „Szatan kościelny, a diabeł w
wierzeniach ludowych”. Byłem bardzo ciekaw tej prelekcji, bo od dawna
przymierzam się do zapoznania się z horrorami tego autora. Okazało się, że
zostaliśmy uraczeni stertą komunałów i oczywistości, a ja zostałem odstraszony
od Dardy na długo. Dużo lepiej wypadło kolejne spotkanie prowadzone przez Anetę
Jadowską „Jak zostać sławnym, choć niekoniecznie bogatym, czyli bądź seryjnym i
zalicz groupies”. Śmiało mogę powiedzieć, że od tego momentu Pyrkon dla mnie
się zaczął na 100%. Zostaliśmy uraczeni świetną prezentacją o seryjnych
mordercach, pełną ciekawostek i anegdot (z których ta o fetyszach związanych z
turlaniem jajek na twardo przejdzie do historii). Tak moim zdaniem powinno się
robić Pyrkonowe prelekcje. Duże brawa.
Zaraz potem wypadał jeden z
gwoździ programu – spotkanie z Grahamem Mastertonem. Przebieg rozmowy
potwierdził jak dużo zależy w takich sytuacjach od prowadzącego. Łukasz
Orbitowski zaserwował niekoniecznie standardową listę pytań (dość powiedzieć,
że bodaj pierwsze pytanie o horror padło po blisko 50 minutach), ale wypadło to
znakomicie, a Masterton okazał się być fantastycznym gościem. Uraczył nas
wieloma naprawdę doskonałymi opowieściami (jak o pomyśle na „Manitou” lub o
ilości sprzedanych egzemplarzy tej książki w latach 90-tych), a ponad 90 minut
spotkania minęło niepostrzeżenie. Po spotkaniu udałem się zapolować na autograf
Mastertona, a przy okazji zaczęła się seria spotkań na jakie bardzo liczyłem,
czyli spotkań z konwentowiczami. W kolejce do Grahama poznaliśmy się z Mando z Radia SK, z którym później trafiliśmy wspólnie na panel poświęcony ekranizacjom
prowadzony przez ekipę podcastów Masa Kultury i Małe Filmidło. Chyba przez
sporą konkurencję (o tej samej godzinie były prelekcje Jacka Dukaja i Adriana
Chmielarza) frekwencja nie była za wysoka, ale dyskusja okazała się bardzo
interesująca (mam nadzieję, że pojawi się z niej nagranie). No i co najważniejsze
udało mi się poznać i wypić piwo z ludźmi, których znałem wcześniej tylko z
wirtualnej rzeczywistości. Rozmowa live to jednak świetna sprawa.
Kolejnym punktem naszego
sobotniego planu była długo wyczekiwana premiera esejów i listów Lovecrafta „Koszmary
i fantazje” od wydawnictwa SQN i tu niestety nie obyło się bez zgrzytu, bo
spotkanie odbyło się w miejscu, gdzie słyszalność była bliska zeru. A o
mikrofon organizatorzy konwentu nie zadbali. Spotkanie było krótkie i kameralne, a na
zakończenie udało mi się porozmawiać chwilę z Mateuszem Kopaczem, którego
podpytałem trochę o „Królestwo cieni” (i nie tylko) oraz poznać ekipę serwisu CarpeNoctem. Jak widać plusy przesłoniły minusy z nawiązką.
A to nie koniec sobotnich
atrakcji. Doskonale wypadła bowiem kolejna dyskusja na jaką trafiliśmy „Co nas
przeraża”, z udziałem między innymi Anny Glomb, Stefana Dardy i Łukasza
Orbitowskiego (który w dużej mierze ukradł swoją opowieścią o afroduńczyku całe
przedstawienie). A na sam koniec dnia zaserwowano nam prawdziwą wisienkę na tym
pysznym torcie, czyli ekranizację opowiadania Lovecrafta „Zew Cthulhu”, z muzyką
na żywo w wykonaniu zespołu Południca! Ekranizacja to nietypowa bo to film
niemy, stylizowany na lata 20-30-te, który pod kątem formalnym wygląda niczym „Gabinet
doktora Caligari”. Ale to co najważniejsze, to fakt, że to chyba najlepsza
ekranizacja prozy Lovecrafta jaka powstała. Niezwykle klimatyczna, sugestywna i
autentycznie budząca przerażenie. A efekt ten spotęgowany został świetną,
autorską ścieżką dźwiękową w wykonaniu zespołu Południca! Doskonałe połączenie,
o czym zapewni Was każdy uczestnik seansu. Fantastyczny koniec niezwykle
intensywnego dnia.
Niedziela 24.03
O niedzieli krótko, bo
rzeczywistość pozwoliła mi dotrzeć tylko na wykład „Śmiać się, płakać, czy
krzyczeć, czyli komizmy literackiego horroru klasy B”. Nie dotrwałem do końca.
Prelekcja była długa i miejscami zabawna, ale mam wrażenie, że skierowana do
zupełnie innej grupy odbiorców. Młodszych i nie specjalnie
rozmiłowanych/znających B klasowy horror. Ja się na tych książkach wychowałem i
oczekiwałem czegoś więcej niż wyśmiania paru pulpowych okładek i wyciągnięcia
paru głupich cytatów z Guya N. Smitha. Stracona szansa. Żałowałem też bardzo,
że nie udało mi się dotrzeć, na panel poświęcony Weird Fiction, ale dzięki
Karpiowemu Podcastowi ja i wszyscy zainteresowani tematyką mogą posłuchać tej
interesującej dyskusji. Polecam!
Tak wyglądał mój Pyrkon. Mój, bo
każdy z uczestników zaliczył pewnie inne atrakcje. Ogromnie się cieszę, że mogłem
być częścią tej imprezy, bo stopniowo staje się to chyba największe wydarzenie
w polskim fandomie. To unikatowe miejsce gdzie, bez ograniczeń można spotkać
znanych pisarzy, czy innych twórców fantastyki. Miejsce, gdzie można spotkać
dziesiątki przebranych postaci i panuje niezwykle przyjacielska atmosfera i
gdzie przede wszystkim można się spotkać i porozmawiać z osobami o podobnych fascynacjach.
Świetna sprawa, dzięki której mocno udało mi się podładować akumulatory. Niestety
nie można zapomnieć o niedociągnięciach organizacyjnych, które psuły ogólne
dobre wrażenie (kolejki do kas, za małe i przepełnione sale, za mała ilość
stołów jadalnych na terenie konwentu) i słabszych prezentacjach (ale z takim
ryzykiem zawsze trzeba się liczyć). Ale ja traktuję to trochę jako rysy na
nieoszlifowanym diamencie. Mam nadzieję, że za rok organizatorzy podejmą
wysiłek dalszego rozwoju, i dostaniemy jeszcze lepszą imprezę, a mi znów dane
się będzie spotkać z fantastycznymi ludźmi. Tego sobie i Wam życzę.
Kurcze mam wrazenie ze w tym roku ominęły mnie wszystkie złe rzeczy, a nawet jeśli jakieś były to o nich zapomniałem przytłoczony tymi dobrymi. W sobotę moja relacja na Kombinacie, bardziej ogólna, bez oceniania poszczególnych punktów a o samym konwencie i ja tam się rozpływam nad tym jak to się wszystko zmieniło, poprawiło i jak to już jest niemal idealne. Ale ja w tym roku nie trafiłem na zapchaną salę, złą prelekcję itd. Nawet w kolejce do akredytacji stałem jakieś... 2 minuty :-)
OdpowiedzUsuńZałuję tylko tego, ze za mało wykorzystałem ten weekend. Za dużo chlania za mało nerdzenia. Za rok muszę trochę zmienić te proporcje :-)
2 minuty do akredytacji
UsuńNie, no ogólnie było świetnie. Dla mnie to atrakcji było aż za dużo, bo aby się ogarnąć trzeba byłoby chyba być w trzech miejscach na raz. Strasznie się cieszę, że po sąsiedzku wyrosła tak świetna impreza i trzymam kciuki za to abyśmy za rok znów mieli okazję się na Pyrkonie spotkać:) No i czekam na kombinatową relację!
A na marginesie to zapomniałem w relacji o jednej rzeczy. Wystawie lego. Zobaczyć wojnę w Wietnamie albo Warhammera:40000 z lego to jest coś:)