Ostatnie lata na rynku książki w
Polsce okazały się dla Roberta E. Howarda bardzo łaskawe. Wydawnictwo Rea wydało
komplet opowiadań o Conanie, a Rebis cały czas kontynuuje swoje wznowienia
opowieści z tego uniwersum. Sądziłem, że kolejnym, dość naturalnym krokiem,
będzie wznowienie któregoś z pozostałych cykli, o Salomonie Kane lub Kullu. Tym
większe było moje zaskoczenie gdy okazało się, że wydawnictwo Agharta wypuszcza
książkę z tekstami w Polsce praktycznie nieznanymi.
Howard mimo śmierci w nadzwyczaj
młodym wieku (30 lat) pozostawił po sobie setki opowiadań, wierszy i powieści o
nadzwyczaj różnorodnej tematyce. Oczywiście najbardziej znany jest jako twórca
Conana Barbarzyńcy, ale pisał także opowiadania przygodowe, historyczne a także
opowieści grozy. Jako fan i wierny przyjaciel Lovecrafta tworzył on także
opowieści w ramach mitologii Cthullu i to właśnie wybór utworów z tego nurtu
zaserwowano nam w „Królestwie cieni”.
Książka nie jest zbyt wielka objętościowo
(niespełna 270 stron), ale zebrano w niej bardzo ciekawy zestaw tekstów. Zbiór
otwiera esej samego H. P. Lovecrafta poświęcony zmarłemu przyjacielowi, w
którym wyraźnie można odczuć za jak wielką stratę środowisko skupione wokół „Weird
Tales” uważało śmierć Howarda. Kolejna pozycja to intrygująca ciekawostka - wiersz
już na poziomie tytułu otwarcie nawiązujący do prozy Lovecrafta - czyli „Arkham”.
Na właściwą część beletrystyczną składa się 10 opowiadań i cztery fragmenty
niedokończonych dzieł. I w tym miejscu chciałbym pochwalić coś co w mojej
ocenie winduje ten zbiór kilka klas w górę – wybór i tłumaczenie tekstów przez
Mateusza Kopacza, czyli jednego z polskich specjalistów od Lovecrafta. Howard
napisał kilka tekstów otwarcie nawiązujących do mitologii Cthulhu, ale w swoich cyklach także porozrzucał lovecraftowskie
wątki. Udało się w „Królestwie cieni” zebrać oba rodzaje opowieści, a sposób
ich poukładania tworzy bardzo spójny i interesujący zbiór pokazujący jak Howard
rozszerzał i korzystał z uniwersum Wielkich Przedwiecznych.
Rozszerzał i korzystał bo z
jednej strony mamy liczne nawiązania wprost (słynne księgi jak „Nienazwane
kulty” Von Juntza oraz „Necronomicon”, czy wzmianki o Wielkich Przedwiecznych),
z drugiej zaś strony tworzy własne elementy (jak Czarna skała przewijająca się
jako obiekt kultu, czy „oświecone postacie” jak szalony poeta Justin Goeffrey).
W tym miejscu trzeba podkreślić bardzo wyraźnie jedną rzecz Howard to nie
Lovecraft. Jego styl jest zdecydowanie prostszy, a sposób prowadzenia
opowieści i klimat tych historii jest
bardziej awanturniczo-przygodowy z elementami horroru niż naładowany grozą. I
to może powodować, że dla wielu czytelników zbiór ten będzie tylko błahą
ciekawostką. Ja osobiście bardzo lubię tę prostotę Howarda i już pierwsze
teksty ze zbioru mnie kupiły.
Na początek dostajemy dwa
opowiadania bardzo mocno osadzone w klimacie prozy Lovecrafta „Czarną skałę”
oraz „Potwora na dachu”. Teksty dobre i bardzo dobrze wprowadzające nas w świat
wykreowany przez Howarda. „Płomień Aszurbanipala” to awanturnicza opowieść,
które nie jest przesadnie odkrywcza (złośliwi powiedzą, jak wszystkie teksty w
zbiorze), ale moim stanowi swoistą kwintesencję stylu Howarda.
Kolejne cztery teksty to było
moje największe zaskoczenie, bo zaserwowano nam opowiadania wyjęte z innych
uniwersów Howarda czyli opowieści o Kullu („Królestwo cieni”), piktyjskim królu
Bran Mak Mornie („Robaki Ziemi”), a nawet o samym Conanie („Lud mroku”). I czuć
w tych tekstach, że to chyba w takiej literaturze Howard czuł się najlepiej. Po
wycieczce w tak odległą przeszłość jak era Hyboryjska w ostatnich trzech
tekstach wracamy do czasów bardziej współczesnych i nawiązań bardziej
bezpośrednich. Z tej finałowej trójki mi najbardziej przypadła do gustu kolejna
awanturnicza opowieść, czyli „Czarny niedźwiedź gryzie”.
Jako dopełnienie zbioru
otrzymaliśmy cztery fragmenty, w tym część opowiadania „Wyzwanie spoza światów”
stanowiącego samo w sobie dość ciekawą koncepcję (było to opowiadanie pisane przez pięciu
pisarzy, a w tym między innymi Howarda i Lovecrafta). Ale najciekawszym
fragmentem w mojej ocenie jest „Dom pośród dębów”, który chyba jest jednym z
najbardziej klimatycznych tekstów w całym zbiorze. I jeżeli w „Królestwie cieni”
czegoś mi brakuje to może tylko krótkiej wzmianki dlaczego ostatnie trzy opowiadania
mamy tylko we fragmentach (czy to śmierć autora, czy może inne względy stały za
takim stanem).
Cieszę się niezmiernie, że
Agharta zdecydowało się na wydanie tego zbioru. Jak wspomniałem wcześniej, osobiście bardzo lubię styl
Howarda i nie razi mnie jego prostota i pewien schematyzm niektórych jego
opowieści. Chyba po prostu te awanturniczo-przygodowe historie trafiają gdzieś
do dzieciaka, który cały czas we mnie siedzi. Trudniejszym pytaniem jest jak
wypadnie ten zbiór w oczach kogoś nieobeznanego z Howardem, szczególnie jeżeli
spodziewa się klimatu rodem wprost z prozy Lovecrafta. Wtedy chyba dość łatwo o
zawód, a sam zbiór pozostanie jedynie ciekawostką. Ja polecam abyście samy
zapoznali się z „Królestwem cieni”. Dla fanów Howarda to pozycja obowiązkowa,
dla lubiących oldschoolowe weird fiction rzecz warta uwagi, a dla fanów
Lovecrafta co najmniej interesująca ciekawostka. Tak czy siak warto wesprzeć
inicjatywę tego rodzaju wznowień. Może doczekamy się w końcu po polsku któregoś z pozostałych, wyłączając Conana, howardowskich cykli, za co mocno trzymam kciuki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz