wtorek, 9 lipca 2013

„Hannibal” Bryan Fuller



Zanim zacznę się pastwić nad serialem o doktorze Lecterze muszę cofnąć się do historii. Moja przygoda z twórczością Thomasa Harrisa zaczęła się dość przypadkowo, kiedy buszując po bibliotece na początku lat 90-tych znalazłem „Milczenie owiec”. Książkę o której w życiu nie słyszałem wypożyczyłem i na moim młodocianym umyśle odcisnęła wyjątkowo mocne piętno. Parę lat później zorientowałem się, że to druga powieść Harrisa w której pojawia się Hannibal Lecter i tak trafiłem na „Czerwonego smoka”. To jedyne dwie książki (zresztą filmy także, przy czym jeżeli chodzi o ekranizację „Czerwonego smoka” to jedyną słuszną jest ta Micheala Manna, a nie będąca ordynarnym skokiem na kasę ekranizacja z Hopkinsem), które jeżeli chodzi o historię Lectera uważam za dobre. I znamiennym jest, że w obu tych opowieściach Lecter jest postacią drugoplanową. 

Wieść o seriali pozostawiła mnie doskonale obojętnym, co podyktowane było tym, że wszystko co zrobiono w temacie od „Milczenia owiec” było mniej lub bardziej nieudane. Ale kiedy pojawił się pierwszy trailer poczułem się zaintrygowany i postanowiłem dać tej produkcji szansę. Jak się okazało niepotrzebnie, bo „Hannibal” Bryana Fullera to piękna porażka. Ale zacznę od pozytywów. Pierwszym z nich jest obsada. Wiele było narzekań na Madsa Mikkelsena jako Lectera, ale wypada moim zdaniem bardzo przekonująco. Tworzy kreację odmienną od poprzedników, ale nadal jest fascynującym drapieżnikiem. Podobnie wiarygodnie prezentuje się nieznany mi wcześniej Hugh Dancy w roli Willa Grahama. Dancy jest świetny, choć moim zdaniem to co scenarzyści zrobili z postacią Willa woła o pomstę do nieba. W zasadzie każda rola pierwszoplanowa (vide Jack Crawford grany przez Laurence’a Fishburne’a) i drugoplanowa (jak choćby znakomita Gillian Anderson w roli psychiatry Lectera) jest świetnie odegrana. Szkoda tylko, że większość aktorów nie ma co grać, ale o tym później. 

 
Drugim i największym plusem produkcji NBC jest strona wizualna. Zdjęcia, scenografia, oświetlenie są po prostu rewelacyjne. Nie pomylę się dużo jeżeli powiem, że to chyba najładniejszy serial jaki widziałem. Na każdym kroku widać ogrom pracy jako włożono aby ożywić ten świat. I to działa, nie ważne czy jesteśmy w gabinecie Lectera, w chacie na pustkowiu u Willa Grahama, czy na miejscu zbrodni. Musiano także zatrudnić wybitnych kucharzy jako konsultantów, bo prezentacji posiłków w serialu nie powstydziłaby się ekskluzywna restauracja. Ale to co mnie zaintrygowało najbardziej to sposób prezentacji zbrodniczych działań morderców. Twórcy poszli w kierunku turpistycznego realizmu, ale z drugiej strony widać w każdej takiej scenie, że mieli intencję zaprezentować ją w jak najbardziej estetyczny i fascynujący sposób. Uwierzcie, efekty bywają powalające. Ale jest jedno potężne ale. Wolałbym dostać ten serial w postaci albumu ze zdjęciami i rysunkami koncepcyjnymi, aby samemu dorobić sobie do nich historię niż otrzymać to co zaserwowali nam Fuller i spółka. 

Bo fabularnie moim zdaniem ten serial to kompletna porażka. Konstrukcja serialu opiera się na wątku głównym zbudowanym wokół sprawy „Dzieżby z Minnesoty” przeplatanej wątkami innych seryjnych morderców, z którymi zmaga się Will. Zacznę od wątków dodatkowych. Lepiej byłoby abyśmy nie dostawali odcinków na zasadzie „monster of the week” w ogóle niż tak słabe fabularnie historie. Pomysły na morderstwa twórcy mają chore, ale często genialne (ogródek z odcinka „Amuse-Bouche” naprawdę zwalił mnie z nóg, podobnie jak totem w „Trou Normand”). Ale nic z tych fascynujących obrazków nie wynika. Fuller chyba zapomniał, że to co czyniło „Buffalo Billa” i „Zębową wróżkę” tak fascynującymi to fakt, że poznawaliśmy nie tylko skutki ich działań, ale także ich samych i ich motywacje. Tu nic z tego nie zostało. Will Graham w serialu ma dar, który umożliwia mu odtworzenie tego co się wydarzyło na miejscu zbrodni i stworzenie na tej podstawie portretu mordercy. I pominę litościwie fakt jak fatalnie jest to w serialu prezentowane (obowiązkowe slow-motion, Will wcielający się w mordercę), ale to powoduje, ze po takiej wizji Grahama dzielni Agenci rozwiązują sprawę w dwóch szybkich ruchach. W finale odcinka poznajemy mordercę, ale czemu robił to co robił mam wrażenie nikogo tu nie interesuje. Szczytem takiego podejścia był wspomniany odcinek „Trou Normand”, gdzie koncept wyjściowy jest rewelacyjny, a zakończenie budzi uśmiech politowania (u mnie dodatkowo wkurzenie na zmarnowanie na ekranie Lance’a Henriksena).

 
Można jednak powiedzieć, że to miał być tylko dodatek do dania głównego. Niestety wątek główny jest moim zdaniem jeszcze gorszy. Źle poprowadzony, nafaszerowany głupotami i co w tego rodzaju opowieści jest niedopuszczalne, oparty na wydarzeniach, które w mojej ocenie kłócą się ze światem przedstawionym. W tym miejscu ostrzegam tych, którzy serialu nie widzieli, a chcą obejrzeć, że będzie sporo spojlerów. Zacznę może od końca. Patrząc z perspektywy finału sezonu, cała główna intryga opierała się na wykorzystaniu przez Lectera choroby Grahama, ale po pierwsze rozpoczynając grę Lecter nie miał o niej pojęcia (jak chciał więc zwalić na Willa winę za morderstwa naśladowcy?). Po drugie nie wierzę, że Graham mając tak silne objawy, nie tylko natury psychicznej nie podjąłby próby leczenia. Po trzecie nawiązując do wydarzeń, które kłócą się ze światem przedstawionym nie jest moim zdaniem możliwe aby Graham nie skojarzył Lectera z morderstwami lub przynajmniej z próbą manipulacji swoją osobą. Szczególnie jeżeli weźmiemy pod uwagę jakimi zdolnościami Will został w serialu obdarzony. 

Wspomniałem, że główny wątek jest nafaszerowany głupotami. Jeden najbardziej jaskrawy przykład. Sprawa protegowanej Jacka Crawforda, Miriam, która prowadziła dla niego pewien wątek śledztwa w sprawie Rozpruwacza z Chesapeake. Określiła, że musi on być chirurgiem. Na liście chirurgów podejrzanych w sprawie znalazło się nazwisko Lectera. Dziewczyna padła ofiarą Rozpruwacza. I NIKT nie sprawdził tej listy. NIKT nie podjął tego wątku. NIKT też widzi podejrzanej zbieżności pomiędzy Lecterem, a śmiertelnością jego pacjentów. Scenarzyści! Proszę nie obrażać mojej inteligencji!

Ale najgorsze jest to jak źle to wszystko jest prowadzone. Po pierwsze kwestia Abigail Hobbs. Kiedy oglądaliśmy nieemitowany w stanach odcinek Œuf (nawiasem mówiąc wyjątkowo tandetna próba podbicia oglądalności), w którym sporo pojawiło się motywów budujących relację pomiędzy nią a Lecterem nie mogłem zrozumieć dlaczego Fuller twierdzi, że historia bez tego odcinka nic nie traci. Ale tak faktycznie jest, bo to co zapowiadało się ciekawie, czyli walka o duszę Abigail pomiędzy Hannibalem, a Willem szybko rozmienia się na drobne (a Will wychodzi na idiotę i to podwójnie – Jack Crawford od razu ją przejrzał), by w końcu utknąć na mieliźnie. Twórcy wprowadzili w ramach głównych wydarzeń dużą ilość postaci, co do których mam wrażenie albo nie mieli pomysłu jak je wykorzystać, albo ich udział jest planowany na kolejne sezony. Jak motyw Freddie Lounds, który zapowiadał się interesująco, a później zostaje sprowadzony do pewnej chorej operacji. Jak motyw dr Alany Bloom. Początkowo obstawiałem, że Lecter zabije ją, jako osobę bliską Willowi. Kiedy tak się nie stało jej obecności nic moim zdaniem nie tłumaczy, bo nie odgrywa w wydarzeniach żadnej roli. A bodaj najbardziej kuriozalnym motywem w ramach głównej osi fabularnej jest terapia na którą uczęszcza Lecter do dr Bedelii Du Maurier. Po co wprowadzono wątek terapii skoro Hannibal odwiedza Panią doktor i zajmuje się tylko sprzedawaniem kłamstw i matactw? Po co w finale najpierw Pani doktor sugeruje FBI jak to Lecter może uzdrowić Willa, by potem zasugerować Hannibalowi, że wie o nim jako o mordercy? 

Mógłbym się pastwić nad serialem jeszcze długo (nie wspomniałem np. w ogóle o wizjach jakie ma Will Graham, a które są skrajnie głupie, nieuzasadnione i doprowadzały mnie do szału przez cały serial albo o wątkach kanibalistycznych, które zamiast straszne były albo idiotyczne albo niesmaczne), ale niech tam. Okażę się wielkoduszny. Ja zawiodłem się na serialu bardzo mocno. Okazał się być piękną wydmuszką. Twórcy starają się nas przekonać, że mają coś do powiedzenia, ale im to po prostu nie wychodzi. A przynajmniej ja tego nie kupuję. Mysza (z podcastu Myszmasz – polecam na marginesie) zwróciła mi uwagę, że Fuller zaplanował „Hannibala” na siedem sezonów (jak doczytałem wliczając w to serialową wersję „Czerwonego smoka”, „Milczenia owiec” i „Hannibala”). Patrząc jak oglądalność leci na łeb i to jaką porażką z mojej perspektywy serial się okazał nie wierzę aby przetrwał do trzeciego sezonu. Co chyba dla seriali Bryna Fullera jest normą. Jeżeli jesteście fanami dr Lectera możecie sprawdzić na swoją odpowiedzialność. Jak dla mnie zapowiadało się wykwintne danie, a dostaliśmy fast food i to podłej jakości.

6 komentarzy:

  1. Aktorzy nie mają co grać? Bez przesady. Szaleństwo Willa i stoicki spokój oraz granie jednym mięśniem twarzy Lectera to co? Dwie tak odmiennie poprowadzone postacie na których opiera się serial zaprezentowały się popisowo. Główny wątek nie opiera się na śledztwie w sprawie dzieżby tylko na relacji między główną dwójką. Ich grze, a raczej grze Hannibala. Odcinki są pełne niedomówień, wątki pootwierane i mamy częste przeskoki w czasie co pozwala na własne dopowiadanie teorii. Choćby ostatnia scena między Hannibalem, a jego terepeutką i komentarz co do młodego mięsa. Można tylko domyślać do czego/kogo się odnosi. To, że na razie nie wiadomo co robi część bohaterów i wydaje się niepotrzebna to nie wada, przyjdzie na nich czas. Na razie są i budują tło, przydadzą się pewnie w dalszych seriach, przecież to dopiero początek opowieści.
    Dla mnie Hannibal to jedna z 3 najlepszych premier tego sezonu (obok Orphan Black i Vikings), reszta jest daleko w tyle włącznie z takim Bates Motel, który w moim mniemanie jest takim fast foodem przy przepysznie podanym Hannibalem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wzmiankowane postacie (Graham i Lecter) ja też wyróżniłem. Nie podoba mi się totalnie konstrukcja postaci Grahama, ale Dancy odegrał ją bardzo dobrze. Niestety pozostałe postacie, których jest pełno po prostu są. Bo podtrzymuję,że nie mają co grać. I nie kupuję tego,że w przyszłym sezonie się rozwiną. Wtedy je trzeba było wprowadzić. Jestem świeżo po "American Horror Story" i tam postaci jest multum i każda jest interesująca i umiejętnie wykorzystana.

      Co do tych niedomówień to ja je widzę, ale ich nie kupuję. Dla mnie to jest puste efekciarstwo, najlepiej widoczne właśnie w rozmowach przy posiłkach. Fuller chyba chciał abyśmy się zastanawiali czy Lecter karmi gości ludzkim mięsem, albo w "zamaskowany sposób" sugeruje rozmówcom, że sam takie jada. Ale to było niezłe przy pierwszej takiej scenie. Potem to był nic nie wnoszący trolling. Tym bardziej,że w jednym odcinku widzimy kolację "z ludzi" i od tamtej pory wątek kanibalistyczny w zasadzie umiera. Reszta kwestii jest raczej mocno domknięta.

      Niestety co do innych seriali się nie wypowiem, bo oglądam ich bardzo mało. Ja o "Bates Motel" po paru odcinkach słyszałem sporo złego, a po całym sezonie dużego dobrego. Dokładnie odwrotnie niż z "Hannibalem".

      Usuń
  2. Wspominałem już wcześniej, bodaj na Twoim fanpejdżu, że mi się serial podobał i czekam na Twój tekst, by skonfrontować swoje odczucia z Twoimi - i powiem tak - za dużo tych moich przemyśleń na komentarz. Być może napiszę polemikę, ew. po prostu swoją recenzję w której w jakiś sposób się odniosę do tego tekstu.
    Sama recenzja napisana dobrze, zresztą jak zwykle.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo chętnie polemikę przeczytam. "Hannibal" ma dużo dobrych opinii, choć krytyka przyjęła go dość chłodno. Ja mam tak mocno negatywne odczucia, bo momentami widziałem tam przebłyski na bardzo dobry serial a dostałem coś co mi się nie spodobało.

      Usuń
  3. Nie jestem wielkim fanem produkcji z Hannibalem. Oglądałem jak do tej pory dwie produkcje. Klasyczne Milczenie Owiec, które jest świetnym filmem. Oraz mniej ciekawe, aczkolwiek nie takie złe - dzieło o młodych latach Hannibala, nie pamiętam tytuły. Czerwony Smok mam do oglądnięcia, ale na razie nie mam na to ochoty.

    pozdrawiam
    Kulnaro o filmach

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeżeli lubisz trochę oldschoolowy kryminał to "Łowca" Michaela Manna jest godny polecenia. Remake'u z Hopkinsem i Nortonem osobiście nie polecam. No i przede wszystkim jeżeli w ogóle nie przepadasz za Lecterem to odpuść sobie serial. Jest mnóstwo lepszych produkcji.

      Usuń