czwartek, 28 marca 2013

Pyrkon 2013 – relacja bardzo subiektywna



Poznański Festiwal Fantastyki Pyrkon systematycznie się rozwija i jak pochwalili się organizatorzy, trzeci rok z rzędu liczba konwentowiczów ulega podwojeniu. W ostatni weekend przewinęło się przez teren MTP przeszło 12000 miłośników fantastyki, a liczba punktów programu była tak przeogromna, że za rok ktoś chyba będzie musiał stworzyć specjalną aplikację aby to ogarnąć. To cieszy, niestety na początek będzie troszkę marudzenia, bo odniosłem wrażenie, że Pyrkon w tym roku nie był przygotowany na taki nawał uczestników. A zaczęło się dla mnie dość optymistycznie…

Piątek 22.03

Udało mi się wyrwać wcześniej z pracy i uradowany tym faktem zmierzałem na Pyrkon, aby wziąć udział w pierwszych prelekcjach na które polowałem. Niestety okazało się, że przed wejściem utknąłem w kolejce na przeszło trzy godziny. Z tego dwie na wolnym powietrzu. W ostatni piątek w Poznaniu? Uwierzcie, mało to przyjemna rozrywka była. Efekt? Wymarzłem i spóźniłem się na planowane spotkania. Cóż, na poprawę nastroju wybraliśmy się z Żoną na koncert zespołu Południca! I tu kolejny zgrzyt. Nagłośnienie na głównej scenie pozostawiało wiele do życzenia i mimo, że zespół naprawdę daje radę (o czym więcej wkrótce) było to widowisko średnio słuchalne. Pomyśleliśmy nie ma co się zrażać, zatankowaliśmy piwko i ruszyliśmy na dwa wieczorne panele. Pierwszym tematem była „Nauka vs magia” z udziałem takich tuzów jak Jarosław Grzędowicz, czy Ewa Białołęcka. Dyskusja w temacie okazała się naprawdę interesująca i pełna smaczków, a ja na listę autorów do sprawdzenia wpisałem sobie Krzysztofa Piskorskiego, którego podejście do tematu bardzo mnie zaintrygowało. Ostatni wykład to niestety znów lekki zawód. Temat ciekawy „Kto jeszcze pisze opowiadania”, ale teorie, które snuła większość prelegentów są według mnie tak mocno naciągane i tak odmienne od mojego myślenia, że nie wytrzymaliśmy do końca. W skrócie. Zaserwowano nam tezę, że opowiadania tak naprawdę się skończyły (ktoś podliczy ile wyszło nowych antologii w 2012 roku?). A przyczyna? Obecną popularność fantasy (jakby w tym gatunku nie było dobrych opowiadań). Podsumowując piątkowy rozruch wypadł cokolwiek średnio.

 
Sobota 23.03

Na teren MTP udało mi się dotrzeć wcześnie, bo już ok. 11. I zacznę znów od narzekania, bo na pierwszy rzut trafiłem na spotkanie ze Stefanem Dardą „Szatan kościelny, a diabeł w wierzeniach ludowych”. Byłem bardzo ciekaw tej prelekcji, bo od dawna przymierzam się do zapoznania się z horrorami tego autora. Okazało się, że zostaliśmy uraczeni stertą komunałów i oczywistości, a ja zostałem odstraszony od Dardy na długo. Dużo lepiej wypadło kolejne spotkanie prowadzone przez Anetę Jadowską „Jak zostać sławnym, choć niekoniecznie bogatym, czyli bądź seryjnym i zalicz groupies”. Śmiało mogę powiedzieć, że od tego momentu Pyrkon dla mnie się zaczął na 100%. Zostaliśmy uraczeni świetną prezentacją o seryjnych mordercach, pełną ciekawostek i anegdot (z których ta o fetyszach związanych z turlaniem jajek na twardo przejdzie do historii). Tak moim zdaniem powinno się robić Pyrkonowe prelekcje. Duże brawa.

Zaraz potem wypadał jeden z gwoździ programu – spotkanie z Grahamem Mastertonem. Przebieg rozmowy potwierdził jak dużo zależy w takich sytuacjach od prowadzącego. Łukasz Orbitowski zaserwował niekoniecznie standardową listę pytań (dość powiedzieć, że bodaj pierwsze pytanie o horror padło po blisko 50 minutach), ale wypadło to znakomicie, a Masterton okazał się być fantastycznym gościem. Uraczył nas wieloma naprawdę doskonałymi opowieściami (jak o pomyśle na „Manitou” lub o ilości sprzedanych egzemplarzy tej książki w latach 90-tych), a ponad 90 minut spotkania minęło niepostrzeżenie. Po spotkaniu udałem się zapolować na autograf Mastertona, a przy okazji zaczęła się seria spotkań na jakie bardzo liczyłem, czyli spotkań z konwentowiczami. W kolejce do Grahama poznaliśmy się z Mando z Radia SK, z którym później trafiliśmy wspólnie na panel poświęcony ekranizacjom prowadzony przez ekipę podcastów Masa Kultury i Małe Filmidło. Chyba przez sporą konkurencję (o tej samej godzinie były prelekcje Jacka Dukaja i Adriana Chmielarza) frekwencja nie była za wysoka, ale dyskusja okazała się bardzo interesująca (mam nadzieję, że pojawi się z niej nagranie). No i co najważniejsze udało mi się poznać i wypić piwo z ludźmi, których znałem wcześniej tylko z wirtualnej rzeczywistości. Rozmowa live to jednak świetna sprawa.

Kolejnym punktem naszego sobotniego planu była długo wyczekiwana premiera esejów i listów Lovecrafta „Koszmary i fantazje” od wydawnictwa SQN i tu niestety nie obyło się bez zgrzytu, bo spotkanie odbyło się w miejscu, gdzie słyszalność była bliska zeru. A o mikrofon organizatorzy konwentu nie zadbali. Spotkanie było krótkie i kameralne, a na zakończenie udało mi się porozmawiać chwilę z Mateuszem Kopaczem, którego podpytałem trochę o „Królestwo cieni” (i nie tylko) oraz poznać ekipę serwisu CarpeNoctem. Jak widać plusy przesłoniły minusy z nawiązką.

 
A to nie koniec sobotnich atrakcji. Doskonale wypadła bowiem kolejna dyskusja na jaką trafiliśmy „Co nas przeraża”, z udziałem między innymi Anny Glomb, Stefana Dardy i Łukasza Orbitowskiego (który w dużej mierze ukradł swoją opowieścią o afroduńczyku całe przedstawienie). A na sam koniec dnia zaserwowano nam prawdziwą wisienkę na tym pysznym torcie, czyli ekranizację opowiadania Lovecrafta „Zew Cthulhu”, z muzyką na żywo w wykonaniu zespołu Południca! Ekranizacja to nietypowa bo to film niemy, stylizowany na lata 20-30-te, który pod kątem formalnym wygląda niczym „Gabinet doktora Caligari”. Ale to co najważniejsze, to fakt, że to chyba najlepsza ekranizacja prozy Lovecrafta jaka powstała. Niezwykle klimatyczna, sugestywna i autentycznie budząca przerażenie. A efekt ten spotęgowany został świetną, autorską ścieżką dźwiękową w wykonaniu zespołu Południca! Doskonałe połączenie, o czym zapewni Was każdy uczestnik seansu. Fantastyczny koniec niezwykle intensywnego dnia.

Niedziela 24.03

O niedzieli krótko, bo rzeczywistość pozwoliła mi dotrzeć tylko na wykład „Śmiać się, płakać, czy krzyczeć, czyli komizmy literackiego horroru klasy B”. Nie dotrwałem do końca. Prelekcja była długa i miejscami zabawna, ale mam wrażenie, że skierowana do zupełnie innej grupy odbiorców. Młodszych i nie specjalnie rozmiłowanych/znających B klasowy horror. Ja się na tych książkach wychowałem i oczekiwałem czegoś więcej niż wyśmiania paru pulpowych okładek i wyciągnięcia paru głupich cytatów z Guya N. Smitha. Stracona szansa. Żałowałem też bardzo, że nie udało mi się dotrzeć, na panel poświęcony Weird Fiction, ale dzięki Karpiowemu Podcastowi ja i wszyscy zainteresowani tematyką mogą posłuchać tej interesującej dyskusji. Polecam!

Tak wyglądał mój Pyrkon. Mój, bo każdy z uczestników zaliczył pewnie inne atrakcje. Ogromnie się cieszę, że mogłem być częścią tej imprezy, bo stopniowo staje się to chyba największe wydarzenie w polskim fandomie. To unikatowe miejsce gdzie, bez ograniczeń można spotkać znanych pisarzy, czy innych twórców fantastyki. Miejsce, gdzie można spotkać dziesiątki przebranych postaci i panuje niezwykle przyjacielska atmosfera i gdzie przede wszystkim można się spotkać i porozmawiać z osobami o podobnych fascynacjach. Świetna sprawa, dzięki której mocno udało mi się podładować akumulatory. Niestety nie można zapomnieć o niedociągnięciach organizacyjnych, które psuły ogólne dobre wrażenie (kolejki do kas, za małe i przepełnione sale, za mała ilość stołów jadalnych na terenie konwentu) i słabszych prezentacjach (ale z takim ryzykiem zawsze trzeba się liczyć). Ale ja traktuję to trochę jako rysy na nieoszlifowanym diamencie. Mam nadzieję, że za rok organizatorzy podejmą wysiłek dalszego rozwoju, i dostaniemy jeszcze lepszą imprezę, a mi znów dane się będzie spotkać z fantastycznymi ludźmi. Tego sobie i Wam życzę.
   

2 komentarze:

  1. Kurcze mam wrazenie ze w tym roku ominęły mnie wszystkie złe rzeczy, a nawet jeśli jakieś były to o nich zapomniałem przytłoczony tymi dobrymi. W sobotę moja relacja na Kombinacie, bardziej ogólna, bez oceniania poszczególnych punktów a o samym konwencie i ja tam się rozpływam nad tym jak to się wszystko zmieniło, poprawiło i jak to już jest niemal idealne. Ale ja w tym roku nie trafiłem na zapchaną salę, złą prelekcję itd. Nawet w kolejce do akredytacji stałem jakieś... 2 minuty :-)

    Załuję tylko tego, ze za mało wykorzystałem ten weekend. Za dużo chlania za mało nerdzenia. Za rok muszę trochę zmienić te proporcje :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 2 minuty do akredytacji

      Nie, no ogólnie było świetnie. Dla mnie to atrakcji było aż za dużo, bo aby się ogarnąć trzeba byłoby chyba być w trzech miejscach na raz. Strasznie się cieszę, że po sąsiedzku wyrosła tak świetna impreza i trzymam kciuki za to abyśmy za rok znów mieli okazję się na Pyrkonie spotkać:) No i czekam na kombinatową relację!

      A na marginesie to zapomniałem w relacji o jednej rzeczy. Wystawie lego. Zobaczyć wojnę w Wietnamie albo Warhammera:40000 z lego to jest coś:)

      Usuń