Dobry serial kostiumowy lub
historyczny zawsze potrafi we mnie wywołać chęć weryfikacji, które z przedstawionych postaci lub wydarzeń
są prawdziwe oraz w jakim stopniu. W końcu oprócz wątków opartych na faktach,
często pojawią się elementy, bohaterowie, czy zdarzenia stricte fikcyjne. Co
zatem jest prawdą, a co wytworem wyobraźni scenarzystów? Odkąd zacząłem oglądać
„Black Sails”, serial rozgrywający się w czasie Złotej Ery Piractwa i
wykorzystujący pewne motywy z „Wyspy
Skarbów” R. L. Stevensona, temat zaczął mnie prześladować. W końcu postanowiłem
się z nim zmierzyć i ku mojemu zaskoczeniu, serial który i tak uważałem za
bardzo dobry, jeszcze zyskał w moich oczach. Postaram się odpowiedzieć dlaczego,
ale ze względu na fakt, że będę opisywał wydarzenia historyczne, ich
odwzorowanie w serialu, a także elementy z książki Stevensona, cały tekst
będzie pełen spojlerów. Bardzo polecam zatem zabrać się za serial, a do tekstu wrócić
po seansie.
Zanim przejdę jednak do serialu,
chciałbym przedstawić parę kwestii ogólnych związanych z realiami historycznymi
epoki. Przyjmuje się, że Złota Era Piractwa trwała zaledwie dziesięć lat od
1715 do 1725 roku. Oczywiście piractwo istniało dużo wcześniej, lecz splot
wielu różnych okoliczności doprowadził do tego, że w tamtym okresie kolonia New
Providence i jej stolica Nassau były uznawane za Piracką Republikę, a piracka
flota skutecznie paraliżowała wymianę handlową pomiędzy Ameryką a Europą. Dwa
najistotniejsze wydarzenia, które się do tego przyczyniły, to zakończenie
Hiszpańskiej Wojny Sukcesyjnej oraz pewien tropikalny huragan z lipca 1715
roku.
W trakcie Hiszpańskiej Wojny
Sukcesyjnej po jednej stronie konfliktu występowała Hiszpania i Francja, po
drugiej zaś Wielka Brytania, Holandia i Portugalia. Jednym z istotnych
elementów prowadzonych działań wojennych było zaś korsarstwo. Władze wydawały
prywatnym przedsiębiorcom specjalne zezwolenia na działalność polegającą na
atakowaniu jednostek handlowych drugiej strony konfliktu, oczywiście za
odpowiedni procent łupu przekazany rządzącym. Miało to sparaliżować wymianę
handlową pomiędzy Europą a Koloniami i doprowadzić gospodarkę adwersarzy (której
istotnym składnikiem były właśnie dochody z handlu) do zapaści. A także zapewnić
wpływy do własnego budżetu. Działania te doprowadziły do wzmożonej rekrutacji zarówno
do Marynarki Wojennej, cierpiącej na permanentny brak rąk do pracy, jak i korsarzy.
Warto w tym miejscu wskazać na różnicę
pomiędzy korsarzami działającymi poniekąd na zlecenie swojego Władcy, a piratami
zwanymi również bukanierami - marynarzami wyjętymi spod prawa i napadającymi na
okręty, bez względu na ich banderę. Wielu słynnych żeglarzy parało się w tamtym
okresie korsarstwem, w tym tak istotne w późniejszym okresie postaci jak Henry
Jennings, czy Woodes Rogers (o którym zdecydowanie więcej opowiem w dalszej
części). Zakończenie działań wojennych poskutkowało tym, ze wielu ludzi morza, pływających
na statkach wojennych oraz korsarzy działających na Karaibach i całym terenie
Indii Zachodnich (Kuby, Jamajki, Bahamów, czy Florydy), zostało praktycznie z dnia
na dzień bez pracy. Pośród nich znaleźli się między innymi Benjamin Hornigold
oraz Edward Thach (znany później pod przydomkiem „Czarnobrody”), a także
wspomniany wcześniej Henry Jennings. O ile jednak pierwsza dwójka obrała od
razu kurs na piractwo, o tyle Jennings w lecie 1715 roku został mianowany
dowódcą jednego z prywatnych okrętów „korsarskich”, wchodzących w skład floty
zgromadzonej przez Gubernatora Jamajki Archibalda Hamiltona. A w skład jego
załogi wchodził miedzy innymi nie kto inny jak sam Charles Vane. Jennings
teoretycznie działał zatem w ramach prawa, ale jako, że Hamilton spiskował w
tamtym okresie przeciw ówczesnej Władzy w Wielkiej Brytanii, sytuacja ta była
zatem dość mocno niejednoznaczna. Formalnie jednak flota miała bronić brytyjską
kolonię przed szerzącym się piractwem oraz hiszpańskimi okrętami. Kiedy
planowano ruszyć na ocean, doszło do drugiego wydarzenia, które dramatycznie
zmieniło sytuację w regionie – tropikalny huragan spustoszył Bahamy.
Potężny sztorm spowodował znaczne
zniszczenia, a także zmiótł Hiszpańską Flotę Skarbów. Po dziś dzień, zdarzenie
to uchodzi za jedną z największych katastrof morskich w dziejach. 13 lipca 1715
roku, armada złożona z 11 okrętów, w tym galeonu Urca de Lima (na który polują
Flint i spółka w pierwszym sezonie „Black Sails”) wiozła z Hawany do Hiszpanii
skarby o łącznej wartości ponad miliona siedmiuset pięćdziesięciu tysięcy
funtów (dla uświadomienia skali, książę Newcastle pobierał pensję w wysokości 25.000
funtów rocznie). Po katastrofie, na wybrzeżu Florydy zaległy skarby o wartości
tysięcy funtów. Wieść o tym nie dość, że obiegła Świat lotem błyskawicy to
spowodowała, że w regionie zaroiło się od rządnych przygód i gotowych na
wszystko poszukiwaczy skarbów. Jennings, wykorzystując listy kaperskie
uprawniające go do korsarstwa, zaatakował obozowisko hiszpańskich rozbitków z
floty skarbów i przejął łup znacznej wartości. Jeżeli oglądaliście pierwszy
sezon serialu, widzicie zapewne podobieństwo polowania na Urcę de Lima, jej
katastrofy i późniejszego przejęcia skarbów przez Rackhama.
Tak przecinają się losy
Hornigolda i jego gangu (zwanego „Latającą Bandą”), który w tamtym okresie
obrał sobie za lokum zniszczone przez działania wojenne Nassau oraz Jenningsa,
który uznał, że właśnie na New Providence będzie mógł spokojnie podzielić łupy.
I w tym miejscu chciałbym się zatrzymać nieco przy samym Nassau. Twórcy „Black
Sails” wiernie starali się oddać realia tam panujące i to w różnych aspektach.
Poczynając od tak istotnego dla
piratów handlu. W dwóch pierwszych sezonach istotną rolę odgrywa klan Guthrie,
który zajmuje się paserstwem złupionych dóbr. I choć raczej nie jest to rodzina
autentyczna, to mechanizm został sportretowany dość wiernie. Piraci sami nie
zajmowali się wprowadzeniem na rynek zagrabionych dóbr, tym zajmowali się
właśnie handlarze, którzy kupowali od nich łupy, a także co oczywiste
dostarczali potrzebne zaopatrzenie. Wiernie przedstawiono także klimat i
specyficzną, panującą w mieście atmosferę. W Nassau w tamtym okresie, większość
mieszkańców stanowili piraci, marynarze i oczywiście dziwki. Załogi często
wypływały na polowania na kupieckie statki, ale równie wielu marynarzy (między innymi Charles Vane)
cieszyło się po prostu błogim lenistwem i funkcjonowaniem w „wolnej” strefie,
gdzie żadne władze do niczego ich nie próbowały zmuszać.
Zapytacie się jak to możliwe, że
żyli z łupów, bez konieczności powrotu na morze? W tym miejscu zatrzymajmy się
na chwilę na funkcjonowaniu pirackich statków i marynarki w ogóle. A trzeba
zacząć od tego, że praca na statkach to był bardzo ciężki kawałek chleba.
Głodowe stawki (w Marynarce Wojennej żołd często nie był wypłacany w ogóle albo
mocno ograniczany), rejsy trwały miesiącami, panoszyły się choroby
(europejczycy nie byli przystosowani do karaibskich klimatów, a brak świeżego
pożywienia wywoływał osłabienie, czy choćby postrach marynarzy - szkorbut), a
kapitanowie (znów, szczególnie w Marynarce) byli dla swych podwładnych
bezwzględni, czasem traktując ich po prostu jak bydło. Nie ma się zatem co
dziwić, że życie korsarzy i piratów wydawało się wieli marynarzom tak
pociągające. Na statkach panowała bowiem równość, kapitan był wybierany w
głosowaniu i w głosowaniu mógł swą pozycję stracić (poza wyjątkiem w czasie
walki, kiedy to jego władza była absolutna). Łupami dzielono się po równo (z
odpowiednio wyższą częścią łupu dla kapitana, ale i tak często łup z jednego
napadu umożliwiał marynarzowi, jeżeli taka była jego wolna, bezstresowe życie w
Nassau przez kilka tygodni), prace wykonywano wspólnie, posiłki wyglądały tak
samo dla wszystkich członków załogi, a kwatermistrz zapewniał stały dostęp do
gotówki na życzenia marynarzy. Co więcej, na statkach pirackich załogi były
bardzo często mieszane, a w ich skład wchodzili Brytyjczycy i Irlandczycy,
który zdezerterowali z armii, Francuzi, Holendrzy, lokalni mieszkańcy Bahamów,
a także zbiegli niewolnicy (choć trzeba też zaznaczyć, że czasem niewolników,
którzy byli przejmowani w ramach napadów, traktowano jako „zwykły” towar).
Zobaczcie teraz jak poszczególne elementy tego „systemu” były zmyślnie wykorzystywane
w serialu. Coś, co wielu krytykowało, czyli te liczne podchody pomiędzy Flintem
i próbującymi pozbawić go funkcji kapitana ludźmi, rozgrywki wokół wyboru
kwatermistrza, dyskusje nad podziałem łupów. To wszystko był chleb powszedni
pirackiej braci.
Tak jak inny element wykorzystany
w serialu, czyli systematyczny karenaż okrętów. Budowane z drewna statki
wymagały bowiem systematycznego oczyszczania kadłuba z pasożytów i roślinności,
które mogły nadwyrężyć poszycie statku, a wręcz doprowadzić do jego zatonięcia.
Ten proces odbywał się na wybrzeżu lub w płytkiej wodzie i często wspomagano
się w jego trakcie (wciągnięcie okrętu na brzeg – zwodowanie) jednostkami,
które wcześniej zostały złupione. Fascynujące dla mnie jest, że nawet tak pozornie
błahy i prozaiczny element został przez scenarzystów wykorzystany. I na koniec
przedstawienia realiów, chciałbym wspomnieć o jednej rzeczy, która zapewne
interesuje Was wszystkich. Jak to było z tym rumem? Otóż faktycznie alkohol
(rum, piwo, wino) stanowił podstawowy trunek na okrętach. Słodka woda była
towarem deficytowym, szybko się kończyła lub psuła w trakcie rejsów, a to
powodowało, że niejako z konieczności pito właśnie „wodę przetworzoną” czyli
alkohol.
Przejdźmy jednak do bohaterów
serialu oraz ich losów. Postaci możemy podzielić na trzy grupy. Historyczne (Benjamin
Hornigold, Charles Vane, Jack Rackham, Anne Bonny, Edward Thach, Woodes Rogers),
stworzone przez scenarzystów serialu (Eleanor Guthrie, Max, Pan Scott, Gates,
Miranda i Thomas Hamilton) oraz postacie stworzone przez Stevensona w „Wyspie
Skarbów” (Długi John Silver, Billy Bones, James Flint). I od tej ostatniej
grupy, oraz odniesień do książki chciałbym zacząć. Z prostego powodu, choć
niektórzy mówią, że „Black Sails” jest swoistym prequelem powieści Stevensona,
to samych nawiązań do niej jest mało.
Choć to może jest złe określenie.
Jest praktycznie tyle ile tylko można było z książki wyciągnąć. Po prostu
Stevenson o piratach wspomniał niewiele. To co wykorzystano z książki to przede
wszystkim pięć podstawowych kwestii związanych z Silverem. Dowiadujemy się jak
stracił nogę, widzimy w jakich okolicznościach stał się „jedynym, którego bał
się sam Kapitan Flint”, mamy zasygnalizowane – co na razie jest małym foreshadowingiem
– że Silver miał czarnoskórą żonę, widzimy, że zaczynał jako kucharz okrętowy,
którą to rolę odgrywa także w „Wyspie skarbów” oraz w końcu dowiadujemy się kto
i w jakich okolicznościach nadał mu przydomek „Długi John”. Oprócz tego
pojawiają się dwie postaci stworzone przez Stevensona, czyli Billy Bones oraz
Flint, ale w powieści ten pierwszy ma relatywnie małą rolę (poza tym, że
najprawdopodobniej ukradł swym dawnym kompanom mapę skarbu), a Flint jest tylko
wzmiankowany jako największy postrach mórz.
I na przykładzie tego jak z paru
drobnych elementów scenarzyści stworzyli pełnokrwistych bohaterów, najlepiej widać
jak wyśmienitą produkcją jest „Black Sails”. John Silver to jedna z
najciekawiej napisanych postaci w tym serialu, która co ważne ewoluuje nie
tracąc przy tym ani przez moment na wiarygodności. Fascynująca jest droga,
którą przechodzi. Od drobnego cwaniaczka, który po prostu próbuje wykorzystywać
okazje jakie przynosi mu los, przez postać zyskującą stopniowy szacunek załogi,
do człowieka, który potrafi udźwignąć odpowiedzialność za losy całej pirackiej
ekipy i zyskać szacunek nawet samego Flinta.
Flinta, który jest równie
ciekawie napisaną postacią. Legendarny kapitan, postach mórz, budzący grozę i
szacunek także pośród członków załogi. A do tego człowiek z mroczną tajemnicą, napędzany
chęcią zemsty nad Koroną i misją zbudowania silnej Pirackiej Republiki ze
stolicą w Nassau. W kreacji tej postaci widać, że scenarzyści inspirowali się
losami i działaniami autentycznych kapitanów, ale co ciekawe, bodaj
najważniejszym z nich był wspominany wcześniej Woodes Rogers. Człowiek, który zakończył
pirackie rządy na Karaibach. Zapytacie, ale jak to?! I tu dochodzimy do
kontrowersji związanych z tajemnicą Flinta.
Otóż Flint, a raczej James
McGraw, był w przeszłości oficerem Królewskiej Marynarki wojennej, który wdał
się w miłosny trójkąt z arystokratą Thomasem Hamiltonem i jego żoną. Hamilton
był promotorem śmiałej wizji na to, jak pozbyć się problemu piractwa i
przywrócić New Providence Koronie. Plan budził kontrowersje, bo jego
podstawowym elementem było powszechne ułaskawienie piratów, pod warunkiem definitywnego
zakończenia nielegalnych działań. James i Miranda wspierali działania Thomasa w
tym kierunku, podzielając opinię, że to jest najlepszy sposób na rozwiązanie
narastającego na Karaibach problemu. Jednak polityczni przeciwnicy Hamiltona,
wykorzystując romans z Filntem (dla przejrzystości, będę operował jego pirackim
imieniem), doprowadzili do jego zniknięcia i zmusili Mirandę i Jamesa do
ucieczki z Anglii. Pałając rządzą zemsty Flint rozpoczął wtedy swą prywatną
wojnę z Koroną…
I gdzie tu inspiracje Rogersem?
Otóż plan Hamiltona i Flinta to w zasadzie plan Woodesa Rogersa. Tylko on, co
widzimy na początku trzeciego sezonu, swój plan zaczął skutecznie realizować. Z
tego też względu jedną z najlepszych, najbardziej dramatycznych oraz nasyconych
podtekstami scen w całym serialu jest rozmowa Flinta i Rogersa na plaży.
Flinta, który (w świecie przedstawionym) współtworzył plan realizowany teraz przez
Rogersa. Flinta, który gdyby nie zdrada, mógłby być na miejscu Rogersa, a który
obecnie stał się największą przeszkodą na drodze do odzyskania Nassau dla
Korony. Fantastycznie zbudowany i poprowadzony wątek.
I jeżeli jesteśmy przy Rogersie,
to proponuję zatrzymać się na chwilę, bo to kolejna rewelacyjnie sportretowana
w serialu postać. Do tego szalenie autentyczna, której wątek jest poprowadzony
niemalże w 100% w zgodzie z faktami. Sam Rogers to człowiek, którego życiorys
sam w sobie mógłby posłużyć za kanwę dla serialu. Tak jak wspomniałem
wcześniej, rozpoczął swą karierę na morzu jako słynny korsarz (to w trakcie
jednej z potyczek doznał obrażeń twarzy, o których opowiada Eleanor) i jeden z
członków ekskluzywnego klubu tych, którzy opłynęli kulę ziemską dookoła. To
odnaleziony przez niego w trakcie tego rejsu Alexander Selkirk zainspirował
Daniela Defoe do stworzenia postaci Robinsona Crusoe. Sam Woodes, po powrocie z wyprawy, napisał
zresztą książkę o podróży dookoła świata, która stała się bestsellerem (i jest
wzmiankowana w serialu choćby w rozmowie Rogersa z Rackhamem – kolejna wyśmienita
scena). W końcu, po burzliwym okresie związanym z problemami finansowymi,
namówił Władze aby wydały Akt Łaski dla piratów, wsparli (także zbrojnie) jego
wyprawę na Karaiby i ruszył do Nassau aby objąć funkcję Gubernatora.
Serial świetnie przedstawia wiele
wydarzeń i problemów z jakimi zmierzył się na miejscu. Z jednej strony wiele
załóg i kapitanów, z Benjaminem Hornigoldem i Jenningsem na czele, przyjęło Akt
Łaski (sam Hornigold faktycznie został zresztą łowcą piratów), z drugiej strony
zastał na miejscu zrujnowany fort, groźbę inwazji Hiszpanii (choć nie związanej
z zagrabionym z galeonu Urca de Lima złotem), tropikalne choroby i niechęć
lokalnych mieszkańców. Ale scenarzyści nie ograniczyli się do tak wiarygodnego
przedstawienia realiów. Sekwencja ucieczki Charlesa Vane’a z Nassau (co prawda
nie przy współpracy z Czarnobrodym, który wtedy pływał w innym rejonie) z pomocą
podpalonego okrętu jest autentyczna. Problemy zdrowotne Rogersa to też fakt. I
co najciekawsze, umocnienie władzy nowego Gubernatora na wyspie, faktycznie
nastąpiło po tym jak dokonał egzekucji. W rzeczywistości nie powieszono wtedy
jednak Vane’a, ale ośmiu innych piratów. I ekstrapolując nieco to co może się
wydarzyć w kolejnym sezonie, zdecydowanie i zaangażowanie Woodesa Rogersa,
zaowocowało stopniowym wyplenieniem piractwa i zaprowadzeniem porządku na
Karaibach. I to pomimo kolejnych problemów finansowych i uwięzienia go w miedzy
czasie za długi. Ale to już inna historia, do której poznania bardzo Was
zachęcam.
Jeżeli jesteśmy jednak przy
postaciach autentycznych, to przejdźmy może do Charlesa Vane’a. Ten niesławny
pirat, choć przez znaczną część Złotej Ery Piractwa cieszył się wygodnym życiem
w Nassau, kiedy w końcu zebrał swoją załogę wsławił się wyjątkową brutalnością
i niechęcią do Korony. To on był jednym z ważniejszych kapitanów, który nie
przyjął Aktu Łaski (czy raczej przyjął, ale tylko po to aby nadal uprawiać swą
profesję). Faktycznie Vane znał się z Jackiem Rackhamem, lecz ich relacja była
nieco inna. To bowiem Rackham, w którymś momencie otwarcie się sprzeciwił
swojemu kapitanowi, porzucił go wraz z paroma ludźmi na wybrzeżu i rozpoczął działalność
na własną rękę. To zdarzenie było o tyle brzemienne w skutkach, że Vane wkrótce
został pojmany, uwięziony i w jakiś czas później stracony na Jamajce.
Twórcy wykorzystali także
elementy prawdziwej historii w przypadku wątku Jacka Rackhama i Anne Bonny.
Rackham, po porzuceniu Vane’a, powrócił do Nassau, przyjął ułaskawienie i
prowadził wygodne życie. Dopóki nie zakochał się w cieszącej się niezbyt dobrą
sławą mężatce Anne Bonny. Kiedy nie udało się im legalnie unieważnić małżeństwa
Bonny, zdecydowali się porzucić wygodne życie i powrócić na morze jako piracka
para. Wspierani zresztą przez przyjaciółkę Anne, Mary Reed (która mogła
stanowić inspirację dla trójkąta miłosnego Anne, Max, Jack). Czy żyli „długo i
szczęśliwie”?
Zostawmy jednak barwną menażerię
z Nassau. Jednym z często krytykowanych w serialu elementów jest jego
„przegadanie”, skupienie się na politycznych rozgrywkach wokół Nassau,
niesnaskach kapitanów i braku epickich bitew morskich. Czy po tym wszystkim co
napisałem wcześniej, zdziwi Was moi drodzy, że wszystkie te wątki i elementy
czerpią pełnymi garściami z historii? Zacznijmy może od tych epickich bitew
morskich, które są nieodłącznym elementem kina pirackiego. Rzeczywistość
wyglądała jednak nieco inaczej np. tak:
„Bellamy szybko ocenił sytuację.
Miał pewność, że dadzą radę pokonać sporych rozmiarów okręt, ale obawiał się,
iż długa bitwa morska może zakończyć się poważnymi
zniszczeniami wszystkich trzech jednostek. Spróbował wobec tego wojny
psychologicznej. Postawili swoich ludzi przy burtach i kazali im stroić groźne
miny i wymachiwać przy tym muszkietami, szablami i dzidami. (...) Price, po
oddaniu zaledwie dwóch strzałów poddał statek. "Czarny Sam" Bellamy
uprowadził okręt godny Henry'ego Avery'ego. Ubogi chłopak z zachodniej Anglii
sam był teraz pirackim królem."
Większość
piratów, na czele z Czarnobrodym, uprawiała swój fach bazując na strachu. Rozpoczęcie
walki było w niczyim interesie. W szczytowym okresie piracka flota była w
stanie skutecznie rywalizować z okrętami wojennymi Anglii czy Hiszpanii, co
powodowało, że zwykły statek handlowy nie miał z nią najmniejszych szans. A
nawet jeśli podjęto by walkę, to była ona raczej skazana na porażkę. Z kolei
piratom zależało na przejęciu towaru w nieuszkodzonym stanie, a załoga wraz ze
splądrowanym statkiem bardzo często była po prostu puszczona wolno (stąd zresztą
tak dużo wiemy o napadach najsłynniejszych kapitanów). A jeżeli mówimy o
taktyce opartej na strachu, to faktycznie jeden okręt wojenny lub dobrze
uzbrojony statek wzbudzał samą możliwością ataku na miasto paraliżujący lęk. W
serialu wykorzystano ten motyw choćby w przypadku wątku Flinta grożącego
atakiem na Nassau, a taki proceder uprawiał choćby Czarnobrody, który
splądrował w ten sposób (bez praktycznie jednego wystrzału) Charleston i
okolice.
Co do
konfliktów wokół Nassau oraz rozgrywek pomiędzy piratami, to także są rzeczy
bardzo mocno zakorzenione w rzeczywistości. Ojcowie założyciele Pirackiej
Republiki czyli Hornigold i Jennings, nie pałali (delikatnie rzecz ujmując) do
siebie sympatią. Na porządku dziennym było podkradanie łupów, czy wartościowych
(lekarze) załogantów. Także sam interes Nassau był różnie postrzegany. Spójrzmy
choćby na kwestię fortu. W serialu fort stanowi nie tylko jedną z ważniejszych
lokalizacji, ale także jest przedmiotem rozgrywek i konfliktów. Został mocno
nadwyrężony w czasie hiszpańskich ataków z okresu Wojny Sukcesyjnej i to czy go
odbudować, jak uzbroić i kto ma nim zarządzać było przedmiotem realnych sporów. Część pirackiej braci uważała odbudowę fortu za
priorytet na wypadek ataku na wyspę, części zaś w ogóle takie strategiczne
decyzje nie obchodziły. Śmiało można powiedzieć, że ten brak jednolitości i
odgórnych struktur zarządzania, stał się w końcu jedną z ważnych przyczyn kresu
piractwa.
Jak widzicie, scenarzyści
naprawdę napracowali się przy źródłach. Z jednej strony wiele wątków i motywów zostało
wprost przeniesionych z kart historii. Inne wydarzenia zostały przedstawione
zgodnie z realiami, ale faktycznie były udziałem innych postaci (plan
Hamilitona i Flinta), nie pokrywają się czasowo (trio Vane/Rackham/Bonny) lub
miały inny przebieg (Hornigold faktycznie zginął, lecz nie z ręki Flinta, a na
hiszpańskim stryczku). A ja tak naprawdę nie zaprezentowałem Wam wielu, wielu innych
ciekawostek. Trochę jednak celowo. Przed nami czwarty, finały sezon „Black
Sails”. Wyczuwany kres Nassau jako Pirackiej Republiki staje się pomału faktem.
Ale fascynuje mnie jak twórcy serialu zakończą poszczególne wątki. Jak
wykorzystają Czarnobrodego (stanowiący jedno z największych odstępstw od faktów
w całym serialu)? Czy Rackham i Bonny skończą na stryczku? Co stanie się
Flintem i jego załogą? Co stanie się z kolonią byłych niewolników (które w
rzeczywistości także istniały)? I w końcu, czy zobaczymy ostateczny triumf
Rogersa? Przekonamy się za jakiś czas, ale ja śmiało mogę powiedzieć, że będzie
mi bardzo brakować piratów. Siadając do „Black Sails” nie sądziłem, że dostanę
serial tak fascynujący, rozbudowany i wielowątkowy. Serial, który na nowo
obudził we mnie zainteresowanie tamtym okresem historycznym, skłonił do
sięgnięcia po klasyczne pirackie powieści i z miejsca wskoczył na listę moich
ulubionych produkcji. Szkoda, że nieuchronny koniec widać już na horyzoncie.
I jako swoiste post scriptum bardzo
polecam Wam dwie pozycje, które stały się bazą dla tego tekstu. „Wyspę skarbów”
Stevensona, którą można znaleźć choćby na Wolnych Lekturach i która mimo swego
zacnego wieku nadal potrafi bawić, o czym wspomina choćby Mando w niedawnym podcaście.
Oraz „Republikę Piratów” Colina Woodarda, książkę popularnonaukową, którą
dzięki gawędziarskiemu stylowi i talentowi autora, czyta się jak najwspanialszą
książkę przygodową.
Edit: Mando zwrócił mi uwagę na jeszcze jeden element z "Wyspy Skarbów", który w serialu możemy znaleźć. Otóż w trzecim sezonie poznajemy Bena Gunna. Tego samego, na którego Silver, Hawkins i spółka trafiają w dżungli na tytułowej wyspie. Kolejny świetny smaczek.
Edit: Mando zwrócił mi uwagę na jeszcze jeden element z "Wyspy Skarbów", który w serialu możemy znaleźć. Otóż w trzecim sezonie poznajemy Bena Gunna. Tego samego, na którego Silver, Hawkins i spółka trafiają w dżungli na tytułowej wyspie. Kolejny świetny smaczek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz