Koniec roku to tradycyjnie czas
zestawień i list zbierających wszystkie „naj”. Stali czytelnicy pewnie już
wiedzą, że unikam takowych jak ognia - zbyt często mam poczucie, że
przeczytałem/obejrzałem/zagrałem w zbyt małą ilość rzeczy, aby rzetelnie wybrać
te najlepsze. Co innego chwila
refleksji, przy podsumowanie mojej działalności, której czwarty rok właśnie
dziś się zakończył.
A miniony rok, który zapowiadał
się na moment stabilizacji i kontynuacji, okazał się być okresem wyjątkowo
interesującym, choć trudnym. Obfitował w wiele ciekawych wydarzeń i
premierowych aktywności, ale niestety w związku z systematycznie ograniczającym
się czasem wolnym coraz trudniej jest znaleźć chwilę spokoju dla (pop)kultury,
a jeszcze większe problemy nastręcza później zebranie się w sobie aby o czymś
napisać, czy nagrać. I mówię to z pełną świadomością i pomimo tego, że jak się
spojrzy na proste statystyki wyglądają one lepiej niż w 2014 roku.
Podcasty
|
Teksty
|
|
Blog
|
6
|
12
|
HPLovecraft.pl
|
1
|
|
Pulpozaur.pl
|
2
|
|
Carpe Noctem
|
8
|
11
|
Masa Kultury
|
6
|
|
Radio SK
|
11
|
|
Nekropolitan
|
13
|
|
Alchemia Gier
|
2
|
|
Opowieści osobliwe
|
1
|
|
47
|
26
|
Ale nie chcę się znów ograniczyć
do paru liczb. Chciałbym za to wyróżnić kilka rzeczy, które były dla mnie
ważne, interesujące, irytujące lub jakoś zapadły mi w pamięć. Na pierwszy rzut
pójdą prelekcje, bo w 2015 roku, wyszedłem ze świata wirtualnego, do realnego.
I przyznam się szczerze, że okazało się być to doświadczenie tyleż ekscytujące,
co stresujące i okupione dużą ilością (znacznie większą niż przy standardowych
aktywnościach) pracy, którą pewnie nie do końca nawet było widać. Łącznie na
żywo można było mnie zobaczyć cztery razy na Pyrkonie oraz raz na Horror Day.
Piątek na Pyrkonie to był dla mnie wyjątkowy dzień. Nie dość, że po raz pierwszy
miałem mówić do ludzi, to jeszcze od razu w dużej dawce. Zaczynaliśmy
wystąpieniem „Czy taki Stephen King straszny?” jako podcast Radio SK, i samo to
już było pewnym wydarzeniem. W końcu można było zobaczyć na żywo ¾ stałego
składu. Później dwa panele sygnowane przez Carpe Noctem („50 twarzy horroru”
oraz „Czy literki mogą straszyć?”), a na finał jeszcze solówka (z oczywistych
przyczyn stresująca mniej najbardziej) o „Weird fiction w serialu „Detektyw”).
Mimo obaw, całość wyszła fajnie. Na tyle, że z entuzjazmem neofity zgodziłem
się skorzystać z zaproszenia, dobrze Wam znanego, Filipa i wygłosić solową
prelekcję na organizowanym przez Niego we Wrocławiu Horror Day. Tematem tejże
była literatura weird fiction i w tym przypadku, choć włożyłem sporo pracy w
przygotowania i całość wypadła w porządku, to mam poczucie, że można i trzeba
było to zrobić lepiej. To jest z resztą paradoks. Każda z tych prelekcji,
szczególnie solowych kosztowała mnie mnóstwo nerwów i po Horror Day,
stwierdziłem, ze chyba jestem za stary na takie działania, ale… z drugiej
strony ciągnie mnie aby w kolejnym roku znów coś zrobić w temacie. Czy tak
będzie? Okaże się, bo jak wspomniałem na początku. Chęci to jedno, a
nieubłagany kat – czas drugie.
Druga kwestia to Carpe Noctem,
które od jakiegoś czasu współtworzyłem, a od pyrkonowych prelekcji mogę z dumą
zaliczać się w poczet Redaktorów serwisu. Zacieśnienie współpracy zaowocowało
większa ilością tekstów i podcastów, ale także dwoma ciekawostkami. Po pierwsze
dzięki Carpe Noctem w tym roku, po raz pierwszy w życiu miałem okazję
recenzować książkę (i to nie byle jaką – premierowy zbiór Stephena Kinga „Bazar
złych snów”) przed premierą światową. Dało mi to dużo frajdy i
satysfakcji. Po drugie, w ramach
świętowania urodzin serwisu, część (czteroosobowa) redakcji nagrała dyskusję i
był to mój pierwszy montaż tak dużego projektu. Nie muszę dodawać, że napawa
mnie to dumą. A nagrywanie w większym składzie tak nam się spodobało, że na
pewno oprócz standardowych tekstów będziecie mogli nas posłuchać własnie w takich większych rozmowach.
Zresztą jeżeli chodzi o
nagrywanie, to w minionym roku stuknęła mi osobiście pierwsza setka nagranych
podcastów. I to jest dobry moment aby po raz kolejny podziękować wszystkim
osobom, z którymi nagrywałem i nagrywam. Tym bardziej, że w tym roku nie tylko
stuknęła mi setka, ale także umocniliśmy współpracę w ramach nieformalnej grupy
zwanej Konglomeratem Podcastowym, w skład której zaliczamy wszystkie działania
w których przewija się ktoś z żelaznego składu Konglomeratu – Mando, Szymas,
Żarłok i ja. Mówię o większej współpracy, bo nagrywając w różnych miejscach
daliśmy w tym roku słuchaczom dziesiątki godzin nagrać (wspomnę przykładowo
wrzesień - dziewiętnaście podcastów i ponad sześć godzin gadania). Zobaczymy
co przyniesie przyszłość, bo coraz częściej mówimy o tym, że warto byłoby
stworzyć miejsce w sieci, gdzie wszystkie te projekty można byłoby wrzucać
razem i rozwijać o kolejne elementy. Dobrze byłoby się w 2016 roku w końcu za
to zabrać.
W minionym roku nie tylko
wydłużyliśmy dyskusje podcastowe (motto Konglomeratu „Kiedyś nagrywaliśmy
krótkie podcasty” zobowiązuje), ale mam wrażenie, że ja też coraz częściej
piszę dłuższe, bardziej przekrojowe teksty, zamiast prostych recenzji. I bardzo
mnie to cieszy. Bo choć trudniej przez to się zmobilizować do pracy, to później
powstają teksty, z których jestem bardzo zadowolony. Jak w przypadku poprelekcyjnego tekstu „Weird
Fiction w serialu „Detektyw”, który później udało mi się, dzięki uprzejmości
jego ekipy, także zamieścić na stronie Pulpozaura. Jak w przypadku podcastu o
serii „Phantasm”, który osobiście uważam, za chyba najlepszą rzecz jaką
nagrałem. Jak w przypadku zestawienia ze sobą „Bez przebaczenia” i „Staruszka Logana”, czy „The Hellbound heart” z jego ekranizacją. A wymieniam tylko
rzeczy, które pojawiły się na blogu. I w tym miejscu trochę pomarudzę. Bo żadna
z tych publikacji nie wzbudziła tak dużego echa jak pisana interwencyjnie notka
o polskiej grozie. Notka, która stanowiła kulminację moich dyskusji
rozpoczętych przy okazji Nawiedzonego Podcastu o „Horrorze klasy B”, a
kontynuowanych przy okazji nominacji do Polskiej Nagrody Grozy. I wkurza mnie
to, powiem Wam moi mili, że nieważne jak dobry (nawet jeżeli tylko w mojej
ocenie) tekst się napisze, to najłatwiej popularność budować na opiniach
skrajnych. Czego zwyczajnie nie chcę robić i to pomimo tego, że ostatnio
tematów, które wzbudzają moją irytację przybywa.
Nie będę przedłużał, bo zrobię
się (o ile już to nie nastąpiło) albo nazbyt marudny, albo sentymentalny.
Czwarty rok działalności za mną. Działo się dużo, udało się nagrać sporo
fajnych dyskusji, parę miniaudiobooków (planowana z dawna "Cudowna Broń"!), napisać ciekawych tekstów, a nawet
wystąpić na żywo. Nie wszystko się udało idealnie – z braku czasu na granie
Alchemia Gier jest w zasadzie w uśpieniu, nie o wszystkim godnym uwagi pewnie
wspomniałem, ale przy tak ograniczonym czasie wydaje mi się, ze udało się
zrealizować bardzo dużo. Co przyniesie rok następny? Nie chcę gdybać, bo akurat
ostatnie tygodnie to z różnych powodów spadek aktywności. Jedno jest pewne,
nawet jeżeli tak zwane prawdziwe życie spowoduje, że będę miał mniej czasu na
nagrywanie i pisanie to zupełnie z tego nie zrezygnuję. Bo powiem egoistycznie,
że zbyt to polubiłem i zbyt wiele frajdy mi to daje. A mam nadzieję, że Wam
drodzy czytelnicy i słuchacze to się czasem udziela.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz