Kiedy pierwszy raz sięgnąłem po
„Hellraisera” nie wiedziałem, że to ekranizacja opowiadania „Hellbound Heart”
(wydanego u nas przez Rebis jako „Powrót z piekła” – o samej książce piszę więcej w ramach Złotej Ery Horroru na Carpe Noctem). Niestety choć to jeden z
klasyków kina grozy, który wprowadził na ekran ikonicznego Pinheada, film starzeje
się w moim odczuciu dość brzydko. Niski budżet, klimat lat 80-tych i momentami
słabe aktorstwo to w tym wypadku po prostu nie jest zbyt udana mieszanka. Ale
mimo licznych wad, które powodują, że obecnie seans może nie być najłatwiejszy,
to film zdecydowanie ma swój urok. Choćby dzięki fantastycznym efektom
analogowym, które świetnie oddają cielesne obsesje Barkera.
Postanowiłem jednak zapoznać się
z literackim pierwowzorem i sprawdzić czy to, że Barker zekranizował własną
książkę zaowocowało wiernym jej przeniesieniem na ekran. I tu zaskoczenie. Choć
spora część filmu stanowi bardzo skrupulatną adaptację, to zostały tu
wprowadzone także pewne zmiany. Pozornie niewielkie, ale jednocześnie
zmieniające w moim odczuciu dość mocno klimat całej opowieści. Mam podejrzenie,
że większość wprowadzonych zmian miała na celu wykorzystanie medium filmowego.
Mamy tu więcej dynamicznych sekwencji, parę dodatkowych elementów, a przede
wszystkim sporo więcej obrzydliwości i cielesności z której Barker słynie. I
cel tych zmian jest słuszny i dla mnie zrozumiały. Ale niestety w dużej mierze
to właśnie część z tych zmian powoduje, że dziś ten film ogląda się dość
momentami dość trudno. I w mojej ocenie wypada jednak gorzej od książki.
Dzisiejszą notka będzie nietypowa,
bo postanowiłem zwizualizować Wam drodzy czytelnicy podstawowe zmiany i
opowiedzieć co mi się podoba, a które zmiany są dyskusyjne. Oczywiście dalej
będzie jeden wielki spojler (i to pełen obrzydliwości), więc czujcie się ostrzeżeni.
1.
Frank Cotton układa łamigłówkę Lemarchanda
W książce
otwarcie jest moim zdaniem rewelacyjne i zdecydowanie lepiej wprowadza nas w
całą historię. Po pierwsze otrzymujemy tam nieco więcej informacji o Franku i o
tym co go przywiodło do szukania nowych doznań w tak ryzykowany sposób. W
filmie widzimy go po prostu kupującego artefakt i zaraz przenosimy się do domu.
Po drugie rytuał. W filmie po otwarciu Kostki nie widzimy Pinheada i spółki, ale na ułamek sekundy, po raz pierwszy pojawiają się haki i łańcuchy (co stoi potem w jawnej sprzeczności z pogawędką jaką urządzają sobie
Cenobici z Kirsty) i w kolejnej scenie mamy zaprezentowany opuszczony dom.
W
książce ta sekwencja jest dużo bardziej rozbudowana i ciekawsza. To tutaj po
raz pierwszy spotykamy Cenobitów, którzy są opisani w bardzo niepokojący i
mający wywołać (skutecznie) lęk i obrzydzenie sposób. Ale przede wszystkim mamy kapitalnie
zaprezentowane to co się dzieje z Frankiem po otwarciu Kostki. I nie wiem co
mnie bardziej przeraża. Hipersensualizm (przepraszam jeżeli wymyśliłem to słowo) atakujący wszystkie jego zmysły i
doprowadzający go na skraj szaleństwa. Czy moment w którym jeden z Cenobitów
mówi „A więc skończyłeś śnić. Dobrze. Możemy zatem zaczynać”.
2.
Frank Cotton powraca
To jest jeden
z fragmentów, który wypada świetnie na ekranie. W książce, po tym jak Rory
zacina się w palec Frank powraca, ale najpierw jako niemal niematerialna istota
uwięziona w ścianie. Dopiero kolejna porcja krwi dostarczonej mu przez Julię
powoduje jego ucieczkę. W filmie, Frank powraca od razu po wchłonięciu krwi
brata. I niezmiennie ta scena robi na mnie piorunujące wrażenie. Kapitalnie
wypada zastosowana animacja poklatkowa, a całość jest odpowiednio obrzydliwa. I
fascynująca.
3.
Kirsty spotyka włóczęgę.
To jest wątek
w całości dodany na potrzeby filmu. Efekciarski, wywołujący wrażenie i w mojej
ocenie fabularnie bez sensu (o czym więcej na koniec). Tajemniczego włóczęgę
Kirsty dostrzega parokrotnie, ale dochodzi też pomiędzy nimi do małej
konfrontacji w trakcie, której włóczęga pożera robactwo. I znika, by pojawić
się w finale.
4.
Kirsty w szpitalu
Kolejne istotne zmiany pojawiają
się dopiero przy okazji pobytu Kirsty w szpitalu i ułożeniu przez nią Kostki. W
filmie mamy oprócz sceny z Cenobitami, sekwencję w której otwiera się ściana i
czerw z piekła rodem atakuje Kirsty. I to jest przykład efekciarskiej sceny
zrobionej pod kino, która nie ma fabularnego uzasadnienia, szczególnie jeżeli przypomnimy sobie
jak potoczył się los Franka po ułożeniu łamigłówki – został od razu pochwycony
w łańcuchy. Tu najpierw mamy tajemniczego potwora, a potem zamiast zawisnąć na
hakach Kirsty rozmawia z Cenobitami próbując im „sprzedać” Franka.
5.
Finał w domu Cottonów
Najwięcej zmian
jest jednak w sekwencji finałowej, począwszy od momentu kiedy Kirtsy zaczyna
ostatni dialog z Frankiem. Po pierwsze, pojawieniu się Cenobitów towarzyszą nie
tylko łańcuchy, ale także pręgierz.
Po drugie tuż przed tym kiedy haki i łańcuchy
rozrywają Franka mówi on słynne słowa (których brak w książce) „Jezus
zapłakał”. I w zasadzie od tego momentu książka i film idą zupełnie różnymi
ścieżkami.
W filmie całość jest mocno zdynamizowana poprzez fakt, że Kirsty
jest ścigana przez Cenobity (czego w książce w ogóle nie ma – po opuszczeniu
pokoju na poddaszu opuszcza ona dom bez większych problemów). W trakcie
ucieczki najpierw trafia na Lindę, która okazuje się być unieruchomiona hakami
i łańcuchami, a w rękach trzyma Kostkę.
Krótko potem natyka się na Cenobita
ubranego w welon,
który próbuje ją pochwycić. Kiedy zaś udaje się jej zamknąć kostkę i odesłać
Pinheada i spółkę do piekła, przy wyjściu z domu po raz wtóry zostaje
zaatakowana przez czerwia.
W książce
całość rozgrywa się zdecydowanie spokojniej. Kirsty schodząc po schodach
natrafia na Julię. Która nadludzkim wysiłkiem ubrała się w swą suknię ślubną
(co stanowi ciekawe nawiązanie do jej sytuacji z braćmi Cotton i w przeciwieństwie do niejasnego motywu z welonem w filmie ma sens). Nagle pod
welonem pojawia się światłość i dobiega stamtąd głos „Jestem Inżynierem”
(wzmiankowanym wcześniej w powieści jako główny sprawca tortur Franka). Kiedy światłość
znika, w ręce Kirsty materializuje się Kostka, w której ściankach dostrzega ona obraz
uwięzionych Franka i Julii (ale nie Rory’ego). I to jest w zasadzie finał
książki. Ale nie filmu.
6.
Włóczęga powraca.
W filmie
Kirsty postanawia spalić Kostkę. A widzowie dostają kolejną efekciarską scenę.
I wstęp do sequela. Wszystko przez to, że kiedy wrzuca ją do ogniska pojawia
się włóczęga, która wchodzi w ogień i zmienia się nagle w kościanego smoka,
który chwyta Kostkę i odlatuje. Dostajemy cięcie i klamrę w postaci kolejnego
klienta kupującego Kostkę Lemarchanda na egzotycznym targu.
I tak jak wspomniałem wcześniej, w moim odczuciu ten wątek jest średnio sensowny fabularnie. Nie kupuję bowiem motywu jakoby artefakt był pod tak specyficzną, demoniczną opieką. W książce z resztą zostały ciekawie opisane poszukiwania Franka, które sugerują przechodzenie Kostki z rąk do rąk i swoistą otoczkę tajemnicy jaka ją spowija. Pomysł, że Demon odpowiada za jej przekazywanie dalej, wydaje mi się dość mocno spłycać ten wątek, bo sugeruje, że artefakt trafia w ręce tylko tych, którzy go poszukują. Wizja, że Kostka może trafić w przypadkowe ręce (a z rozmowy Pinheada z Kirsty taki wniosek można wysnuć) jest zdecydowanie bardziej niepokojąca i przerażająca.
Jak widzicie w
zasadzie wszystkie zmiany wprowadzone w filmie o których do tej pory
wspomniałem, dynamizują opowieść i sprawdzają się nieźle na ekranie od strony
stricte wizualnej. Tyle tylko, że większość z nich nie ma odpowiedniego uzasadnienia
w fabule (czerw z piekła, włóczęga), a czasem są wewnętrznie sprzeczne
(dlaczego Frank po otwarciu kostki od razu zostaje unieruchomiony przez haki, a
Kirsty ma szansę porozmawiać z Cenobitami)?
A tak naprawdę
jest jeszcze kilka elementów, które także zostały zmienione, a wpływają równie mocno na
ogólną atmosferę i rozłożenie akcentów w całej historii. Jak fakt, że Kirsty w
książce to nie córka Rory’ego (w filmie przemianowanego na Larry’ego), a jego
przyjaciółka, która się w nim skrycie podkochuje. Wpływa to dość istotnie na
dynamikę relacji pomiędzy postaciami i zaburza trochę sytuację, która w filmie
jest przedstawiona zero-jedynkowo jako „nieszczęśliwa Julia zdradzająca
sympatycznego męża”. Co także istotne dla odbioru tej opowieści, w książce mamy
pogłębione charaktery i motywacje w zasadzie wszystkich uczestników dramatu.
Począwszy od Franka, poprzez Julię i jej rozdarcie (którego w filmie
praktycznie nie widać) pomiędzy braćmi Cotton, a skończywszy na Kirsty i jej
skrywanej sympatii do Rory’ego. Tym samym w wersji papierowej całość jest głębsza,
a pytania o to ile jesteśmy w stanie poświęcić dla spełnienia swych pragnień
nabierają więcej mocy.
Do tego w moim
odczuciu, w przeciwieństwie do filmu, który epatuje dosłownością i
obrzydliwością (jeszcze raz podkreślę -
w filmie to się sprawdza!), książka jest bardziej stonowana i
enigmatyczna. Pozostawia w wielu miejscach większe pole do snucia własnych
interpretacji, a jednocześnie jest lepiej przemyślana, poprowadzona i bardziej
spójna.
Podsumowując,
choć nadal lubię „Hellraisera”, to opowiadanie zrobiło na mnie większe
wrażenie. Barker serwuje w nim z jednej strony zestaw swoich ulubionych tematów
dotyczących pokus, cielesności i ludzkich namiętności, z drugiej tworzy
interesującą i fascynującą wizję piekła (a może nieba, w końcu Pinhead na
pytanie o tym kim są Cenobici odpowiada „aniołami dla jednych, demonami dla
drugich”). A całość starzeje się lepiej
niż film. Nadal warto go obejrzeć, choćby aby popodziwiać powrót Franka z
zaświatów, albo wygląd Cenobitów, ale jeżeli mielibyście wybrać tylko jedno
medium aby poznać tę historię to chyba jednak polecam książkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz