Świat jest pełen dzieł o których
istnieniu się nie słyszało, a kiedy w końcu na nie wpadniemy pierwsza refleksja
to „Ależ to genialne w swej prostocie! Jak to się stało, że nikt wcześniej na
to nie wpadł?”. „Magazyn 13”,serial produkcji (nie)sławnej stacji SyFy,
polecony mi przez Misiaela z Mistycyzmu Popkulturowego świetnie wpisuje się w
ten schemat.
Opowiada o ekipie zatrudnionej w
tajnej, rządowej jednostce, tytułowym Magazynie 13, której celem jest przechwytywanie
i neutralizacja artefaktów. Czyli przedmiotów posiadających silne, bardzo
często niekontrolowane i stwarzające zagrożenie właściwości magiczne. I choć
oczywiście fabuła stopniowo staje się co raz bardziej rozbudowana to z grubsza
taki jej opis w zupełności wystarcza.
„Magazyn 13” debiutował w stacji
Syfy latem 2009 roku i kiedy zobaczyłem datę produkcji i to jak się prezentuje
byłem w sporym szoku. Po prostu ten serial zarówno od strony wizualnej (efekty
specjalne!), jak i jeżeli chodzi o pewne rozwiązania fabularne jest bardzo
mocno osadzony w latach 90-tych. Czy to źle? W moim odczuciu niekoniecznie. Z
prostego powodu. To serial na tyle specyficzny, że albo się go kupi z
dobrodziejstwem inwentarza, a wtedy szybko Was wciągnie, albo po paru odcinkach
dacie sobie spokój i już do niego nie wrócicie. Specyfika objawia się tym, że patrząc
na działanie niektórych artefaktów, lub wątki konspiracyjno-szpiegowskie można
by się spodziewać mrocznych klimatów, ale tutaj takich próżno szukać. To
produkcja, którą gdybym miał określić jednym słowem to byłoby to słowo „przyjemna”,
ewentualnie „familijna”. I z znów to nie jest źle (choć osobiście trochę
cięższych klimatów chętnie bym tu zobaczył). Paradoksalnie mi się ten serial
ogląda dobrze, ale póki co niekoniecznie dla fabuły, ale dla zabawnych
dialogów, popkulturowych nawiązań i dysfunkcyjnej rodziny Magazynu 13.
Największą siłą tej historii jest
bowiem w mojej ocenie ekipa Magazynu oraz relacje jakie między nimi są
budowane. Od początku towarzyszymy dwójce agentów Secret Service. Myka Bering
to skrupulatna i ambitna kobieta z zaszłościami rodzinnymi i pewną skazą na
karierze Agenta. Pete Lattimer to kobieciarz i wesołek, który posada swoisty
dar lub przekleństwo „przeczucia”, że coś się wydarzy. Na pierwszy rzut oka
widać, że postacie są mocno archetypiczne i podejrzewałem, że ich relacje będą
budowane dość podobnie do tych pomiędzy Mulderem i Scully. Od nieufności,
poprzez wzajemny szacunek, do intymności i pełnego zrozumienia. Tu szybko
wszystko zaczyna skręcać w zupełnie inną stronę, układu kumpelsko-braterskiego.
Szefem Pete’a i Myki jest Artie Nielsen, zarządzający Magazynem od przeszło
30-lat. I jest on dla nich niczym surowy Ojciec. Czasem skarci, czasem
przymknie oko, a zawsze będzie ich wspierał. Nawet kosztem poświęceń. Ale czym
byłaby dysfunkcyjna rodzina bez Nestora rodu i jego czarnej owcy. Pierwszym
jest tajemnicza Pani Frederic, która sprawuje pieczę nad całym wydziałem i jest
chyba jedną z niewielu osób przed, którą Artie czuje respekt. Drugą jest Claudia
Donovan, genialny haker i wynalazca. Dziewczyna o niepokornym charakterze
wnosząca spory powiem świeżości w skostniałą strukturę Magazynu.
Każda z postaci ma swoje pięć
minut i jest umiejętnie rozbudowywana, a twórcy pomysłowo rozgrywają wątki
pomiędzy poszczególnymi bohaterami. Z resztą tak różnorodna ekipa daje im w tym
względzie spore możliwości. Świetnie się ogląda całą tę szaloną rodzinkę, tym
bardziej, że wydaje mi się, że główne role zostały wyjątkowo trafnie obsadzone.
Widać chemię między bohaterami, a barwne i niegłupie dialogi stanowią dodatkowy
plusik produkcji. Dodatkowy ale nie ostatni. Tym jest klimat całości. Agenci
Magazynu posługują się steampunkowym sprzętem, a wiele z artefaktów bazuje na
bardzo ciekawych skojarzeniach. Mamy pióro Poe’go, grzebień
Lukrecji Borgia, czy lustro Levisa Carolla. Twórcy nie poprzestają tylko na
cytacie, a często starają się stworzyć spójną mitologię danego przedmiotu. Nie
zawsze to się udaje, ale mnie ten przygodowy klimat bardzo
przypadł do gustu.
Nie wiedziałem
czego się spodziewać po "Magazynie 13", a dostałem przyjemną produkcję przygodowo-fantastyczną z
ponadprzeciętnie sympatyczną ekipą bohaterów. Pierwszy sezon wciągnął mnie na
tyle, że nadrobiłem go dość szybko i bardzo chętnie będę śledził losy bohaterów
dalej. Tym bardziej, że serial zamyka się w pięciu sezonach po 13 odcinków, co
jak dla mnie jest jeszcze do zaakceptowania. Z drobnymi wyjątkami nie cierpię
rozwlekania takich opowieści w nieskończoność. Zaczyna się lato i wiele dużych seriali
ma przerwę. Jeżeli poszukujecie niezobowiązującej, inteligentnej rozrywki myślę,
że śmiało możecie zajrzeć do Magazynu 13. Może Was też wciągnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz