Wieść o tym, że Scott, po ponad
trzydziestu latach, zabiera się za prace nad prequelem „Obcego” wprawiła mnie w
nie małą konsternację. Quadrologia o kosmicznym monstrum to stanowczo jedna z
mych ulubionych serii filmowych, której legenda została niestety dość mocno
nadszarpnięta filmami „Obcy kontra Predator”. Kiedy sądziłem, że postać została
ostatecznie pogrzebana, nagle taka informacja. Z jednej strony niezmiernie się
ucieszyłem. Uniwersum Obcego w rękach dobrego scenarzysty, który twórczo
podszedłby do tematu nadal może być świetnym punktem zaczepienia dla
intrygujących opowieści. Z drugiej zaś strony opadły mnie obawy. O Scotta,
który od czasów „Obcego” kręci dużo i oprócz filmów wybitnych niestety dość
często trafia kulą w płot. I o samą opowieść. Czy uda się stworzyć spójną i
ciekawą historię, której finał znajdziemy na planetoidzie LV-426?
Powiem od razu, bardzo podoba mi
się zawiązanie akcji. Pierwsza sekwencja w której obserwujemy jak humanoidalny
obcy poświęca swe życie, zapoczątkowując proces tworzenia życia organicznego
(jak możemy się domyślać na Ziemi) jest po prostu wyśmienita. Właściwa akcja
szybko przenosi się do 2089 roku. Widzimy grupę naukowców twierdzącą, że
znalazła dowód, mapę nieba, na której jak wierzą zaznaczona jest planeta z
której pochodzą nasi Stwórcy (zwani przez nich „Inżynierami”). Udaje się im
zarazić pomysłem na ekspedycję bogatego sponsora w postaci korporacji kierowanej
przez umierającego Petera Weylanda i na pokładzie statku badawczego „Prometeusz”
ruszają na spotkanie z Inżynierami…
Już w czasie tej krótkiej ekspozycji widać, że
prequel nie będzie prostą historią o Obcych. Odwołując się do popularnych
teorii Danikena o paleoastronautach, twórcy „Prometeusza” od samego początku
pokazują Nam, że interesują ich kwestie daleko większe z pytaniem „Skąd
pochodzimy?” na czele. Wątek „Danikenowski” jest dość często wyśmiewany i
krytykowany, choć moim zdaniem zupełnie niepotrzebnie. Jako punkt wyjścia do
opowieści science-ficition sprawdza się bardzo dobrze, a stawiając ważkie
pytania o istotę stworzenia pozwala nam uwierzyć, że historia będzie naprawdę
dobra. Tym bardziej, że twórcy szybko
wprowadzają na scenę kolejnego w serii Androida, co pytaniom egzystencjalnym
nadaje oczywiście drugie dno. Android David, wyśmienicie zagrany przez Michaela
Fassbendera z miejsca stał się ulubieńcem fanów filmu, choć ja mam z nim jeden
zasadniczy problem o którym dalej w części spoilerowej.
Pierwsza część filmu, która (umownie)
kończy się znalezieniem posągu „Inżyniera” jest zdecydowanie najlepsza. Niestety
od tego momentu jest dużo gorzej, a odpowiada za to moim zdaniem głównie jedna
rzecz – próba powiązania „Prometeusza” z „Obcym”. W mojej ocenie niemalże
wszystkie motywy z Alienami wypadają po prostu słabo. Mam wrażenie, że twórcy
zamiast odpowiedzieć na jakiekolwiek pytania dodali tylko nowe, albo
wprowadzili niejasności i nieścisłości, do wydawało się dość jasno zarysowanego
uniwersum. Więcej poniżej, ale tych którzy seans mają dopiero przed sobą zapraszam
do podsumowania na końcu. Nadchodzi część spojlerów.
Co moim zdaniem najbardziej nie
zagrało? Brak logiki i konsekwencji w prowadzeniu wątku z Alienem. I to na
dwóch płaszczyznach. Po pierwsze mam spory problem ze zrozumieniem zachowaniem
Davida. Pobiera on próbkę „czarnej oliwy” (przypomina mi się „Z archiwum X”) i
podaje ją Hollowayowi. Po co? (Bo go nie lubi?) Czy wie jakie będą efekty, czy bierze go na
królika doświadczalnego? Wiedząc, że doktor Shaw zaszła z Hollowayem „w ciążę”
próbuje ją zahibernować celem przewiezienia jej na Ziemię. I znów pytam po co?
Czy wiedział, że sex doprowadzi do jej zarażanie się Obcym? Tym bardziej wszystko to wydaje się dziwne
jeżeli weźmiemy pod uwagę, że działa on bezpośrednio według rozkazów swego
Stwórcy – Weylanda, co wyraźnie jest zasugerowane. Czy była to próba szukania
lekarstwa dla Weylanda? Nie wiem, ale doceniając kunszt aktorski i parę
interesujących dialogów z Davidem odnoszę jednocześnie wrażenie, że w zasadzie
wszystkie jego działania są dla mnie po prostu niejasne.
Dodatkowo mam kłopot z głównym
wątkiem „Alienowskim”. Janek („magicznie oświecony”) wpada na pomysł, że „czarna
oliwa” i obcy to swego rodzaju broń biologiczna, a świątynia to tak naprawdę
statek Inżynierów, którzy chcieli zniszczyć ludzkość. Coś poszło nie tak i broń
obróciła się przeciw nim. I tu mamy także całą masę pytań bez odpowiedzi. Jak
działa „czarna oliwa”? Holloway zaraził Shaw, a sam miał dziwne objawy, ale nie
stał się żywicielem. Fifield zarażony zamienia się w kraba o nadludzkiej sile
(sic!). Ale jak zrodził się obcy jakiego znamy i jego jaja? Widziałem tam kilka
rodzajów Obcych, ale tylko jeden (wykluty z Inżyniera) wyglądał prawie jak
dobrze nam znany. Ale jak ten obcy naprawdę powstał? „Czarna oliwa”
->Żywiciel I -> sex -> Żywiciel II -> Facehugger -> Żywiciel III
-> Królowa? Mam wrażenie, że zamiast prostego schematu (Królowa – Jaja - Obcy)
mamy loterię, której źródłem jest substancja w pojemnikach. Chyba jedyna dobra
scena w tym wątku to sekwencja cesarskiego cięcia doktor Shaw. Wyśmienity
pomysł i realizacja. Duże brawa. Ale to nie koniec narzekań. Dodatkowe pytanie
za 100 punktów. Jeżeli Inżynierowie chcieli zniszczyć Ziemię i obudzeni przez
Davida ochoczo ruszyli realizować swój plan to czemu wcześniej poddali się
hibernacji zamiast dokończyć dzieła?
Z „Prometeuszem” mam jak widać
nie mały problem. Początek to doskonałe kino science – fiction, które jak w
najlepszych filmach z gatunku mierzy się z ważnymi pytaniami dotyczącymi
ludzkości. Nie mam też żadnych uwag do części technicznej. Mamy fantastyczne
zdjęcia (z resztą polskiego operatora Dariusza Wolskiego), dobrą muzykę, ciekawą
scenografię i naprawdę nieźle (i co dla mnie ważne nie nachalnie) wykorzystaną
technologię 3D. Niestety później ten
doskonały film gubi rytm opowieści, sens i co gorsza zostawia nas z otwartym
zakończeniem, które prowadzi do kolejnych części. Jak ocenić tak ułomne dzieło?
Żałuję bardzo, że Scott nie zrobił filmu bardziej konsekwentnego i lepiej nie
poprowadził wątków Obcych. To, że ma wizję naprawdę momentami widać. I to nie
tylko w chwalonej przez mnie części filmu. Liczę na to, że może wersja
reżyserka, o której mówi się, że może być dłuższa nawet o 45-60 minut uporządkuje
i naprawi wiele potknięć. Nowe dzieło Scotta to niezłe kino s-f, ale słaby film
o Obcym (a jako taki był reklamowany!), niemniej warto go obejrzeć aby wyrobić
sobie własne zdanie. Póki co „Prometeusz” otrzymuje ode mnie 6,5/10.
Tak archiwalnie, ale czarny plyn nie jest bronia, a odpowiada za "tworzenie". Inzynier z poczatku filmu, ktory zlozyl z siebie ofiare wypil ten plyn, aby ze swojego ciala stworzyc na Ziemi zycie.
OdpowiedzUsuńNo właśnie w tym momencie widać brak spójnego scenariusza. W otwarciu ewidentnie po wypiciu czarnego płynu Inżynier tworzy życie (i to jest super!). Ale to co się dzieje później (na planecie, po znalezieniu pojemników z płynem) jawnie temu przeczy. Przecież to zarażenie czarną oliwą doprowadziło (dość pokrętnie) do pojawienia się obcego. Ja powiem szczerze tego nie ogarniam:)
Usuń