Dzisiejszy wpis będzie o mojej pierwszej konfrontacji z najbardziej ekstremalną formą literackiego horroru. Najgłośniejszym obecnie nazwiskiem na tym rynku jest Jack Ketchum, ale brakło mi odwagi na zmierzenie się z prozą autora „Dziewczyny z sąsiedztwa” i „Poza sezonem”. Na fali popularności Ketchuma wydawnictwo Replika zdecydowało się na wydanie wczesnej powieści innego klasyka ekstremalnej literatury Edwarda Lee – „Sukkuba”. Przez polskie serwisy tematyczne przeszła fala entuzjastycznych i pochwalnych recenzji tejże książki, co w połączeniu z informacją, że Edward Lee jako źródło inspiracji przywołuje jednego z mych ulubionych pisarzy H.P. Lovecrafta zdecydowałem się podjąć wyzwanie.
Jedno jest pewne - jest to zdecydowanie literatura dla dorosłego odbiorcy o mocnych nerwach. Już w prologu Lee nie oszczędza czytelnika, a zdanie otwierające sugeruje z czym przyjdzie się nam zmierzyć. „Gotowali tutaj głowy”. Czyż to nie smakowity początek?
Bohaterką „Sukkuba” jest wzięta prawniczka Ann Slavik, którą los zmusza do nieoczekiwanej zmiany planów wakacyjnych i powrotu do rodzinnej miejscowości Lockwood, którą opuściła bez żalu w młodości. Już w trakcie podróży mają miejsce niepokojące wydarzenia, a Ann nie zdaje sobie sprawy, że spodziewane spotkanie z apodyktyczną matką będzie najmniejszym z jej problemów… W pierwszej części powieści oprócz Ann Slavik poznajemy także Erika i Duke’a - dwaj więźniowie skazani za bestialskie mordy postanawiają zbiec ze szpitala psychiatrycznego, ponieważ jak mówi Erik „muszą dotrzeć do Lockwood”.
Muszę powiedzieć, że prolog oraz pierwsze rozdziały to według mnie najlepsza, wręcz mistrzowska część powieści. Prolog od razu wrzuca czytelnika na głęboką wodę wprowadzając gęstą, mroczną i oniryczną atmosferę. Także wprowadzenie głównych bohaterów jest doskonałe. Od pierwszych stron historia jest świetnie zarysowana i wciągająca. Mimo dużej dozy makabry i grozy czyta się to doskonale, dzięki świetnemu stylowi Edwarda Lee.
Czas jednak na dwie łyżki dziegciu do tej beczki miodu. W miarę rozwoju akcji coś się psuje. Związane jest to z dwoma sprawami. Po pierwsze pornografią. I to jaką. Przy tym co śledzimy uczta u Kaliguli to zwykły lunch. I początkowo świetnie się to wpasowuje w makabryczną i pokręconą historię jednak w miarę rozwoju akcji szala przechyla się ze strony grozy na stronę zbyt dużej ilości scen pornograficznych, które w pewnym momencie przestają cokolwiek wnosić do fabuły. Po drugie - mam nieodparte wrażenie, że Lee nie wykorzystał potencjału Erika i Duka. Stworzył świetnych bohaterów, doskonale nakreślił ich charaktery i perfekcyjnie wprowadził na scenę, ale zakończenie ich wątku to mym zdaniem najsłabsza część powieści i masa niewykorzystanych możliwości. Na szczęście zakończenie i epilog to znów kawał świetnej literatury w iście lovecraftowskim klimacie.
Jak więc oceniam swoją pierwszą przygodę z ekstremalnym literackim horrorem? Nadspodziewanie dobrze. Lekko się zawiodłem, ale wynikało to z rozdźwięku pomiędzy samymi superlatywami w recenzjach, a moimi własnymi odczuciami. Myślę, że historia zyskałaby gdyby ją skondensować i wyrzucić część niepotrzebnych pornograficznych scen, ale koniec końców „Sukkub” to świetny horror. Z mocną, interesującą historią i co ważne (co się często nie udaje) z bardzo dobrym finałem. Myślę, że wydawnictwo Replika zainteresowało mnie autorem i z chęcią sięgnę po kolejne powieści Edwarda Lee.
Dla czytelników o mocnych żołądkach na długie zimowe wieczory „Sukkub” to lektura jak znalazł. Tylko uważajcie potem na swoje sny. I nie mówcie, że nie ostrzegałem.
Lee w swoich późniejszych książkach("The Haunter of the Threshold", "The Bighead" czy "The Minotauress") powraca do motywu psychopatycznego duetu, choć najczęściej próżno szukać w tych postaciach odbicia Erika, to raczej Duke razy dwa. Od pornografii u Lee nie da się uciec - "Sukkub" na tle chociażby "The Haunter of the Threshold" jest dość... powściągliwy. Polscy wydawcy decydują się raczej na zakup praw do tych popularniejszych powieści Lee, przeznaczonych dla szerszego odbiorcy, więc można spać spokojniej, choć nadchodzące "Miasto Piekielne" czy "Ludzie z bagien" to również bezkompromisowa jazda.
OdpowiedzUsuńPornografia w horrorze mi nie przeszkadza, ale w tym konkretnym przypadku miałem wrażenie, że tych scen jest za dużo. Początkowo każda kolejna scena potęgowała klimat i atmosferę ale w miarę postępu akcji wnosiły one coraz mniej po prostu nużąc. A może to kwestia tego, że mi bardziej pasuje podejście do cielesności jakie prezentuje Barker. Jeżeli dobrze widzę "The Haunter of the Threshold" to kontynuacja opowiadania mojego ukochanego Lovecrafta. Ciekawe tylko czy mamy na to w Polsce szansę. A może jest tytuł, który by Pan szczególnie polecił jeżeli chodzi o dokonania Lee?
UsuńNierzadko dosadność i graficzny opis scen pornograficznych jest dla Lee celem równorzędnym co, dajmy na to, nakreślenie intrygującego portretu charakterologicznego postaci czy też atrakcyjne rozwiązania fabularne. Ba, taki urok tej literatury. Oczywiście da się znaleźć powieści, w których Lee, choć nie rezygnuje z flirtu z pornografią, inaczej rozkłada akcenty jak "Backwoods", "Coven" czy "Incubi". Zresztą myślę, że i te książki, które ukażą się w 2012 w Polsce będą dla Pana atrakcyjne. Nie sądzę, żebyśmy zobaczyli "The Haunter..." na naszym rynku. To jest chyba najbardziej ekstremalna z powieści Lee i poziom obrzydliwości, jakie można tam znaleźć, przebijają może jedynie niektóre opowiadania. Niech Pana nie zwiedzie Lovecraft - seria książek Lee inspirowana prozą Samotnika z Providence to chyba najbardziej pokręcone rzeczy, jakie wyszły spod ręki tego pisarza.
OdpowiedzUsuńSięgnę zatem po tegoroczne premiery i zobaczę na ile kolejne książki zachęcą mnie do dalszej eksploracji. Może spróbuję także zmierzyć się z którąś z książek inspirowanych Lovecraftem. Niezmiernie mnie ciekawi jak jego fascynacje i obsesje przetworzy spaczona wyobraźnia Lee.
UsuńZachęcam. Niedługo nakładem wydawnictwa Dobre Historie ukaże się antologia "Cienie spoza czasu", w której znajdzie się inspirowane Lovecraftem opowiadanie Lee. Pozdrawiam i powodzenia z blogiem!
OdpowiedzUsuńDzięki bardzo za informacje! Nie słyszałem o tej pozycji, a lista nazwisk z antologii jest imponująca i godna uwagi. Dzięki za życzenia. Mam nadzieję,że się uda go rozwinąć. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń