czwartek, 10 września 2015

Polska groza - głos w dyskusji



Drugi raz w życiu wywołałem niemałe internetowe zamieszanie i drugi raz sprawa tyczy się rzeczy, którą chyba część środowiska twórców, fanów i osób piszących o temacie uważa za świętą i nienaruszalną, czyli polskiej literatury grozy. By być precyzyjnym, tym razem aferę wywołałem trochę pośrednio, ale jak to redaktor Stonawski zauważył w swym felietonie, mój niedawny wpis zamieszczony na facebooku stał się katalizatorem. Na wstępie pozwolę sobie zatem zacytować tenże post, bo wbrew megalomanii redaktora serwisu Polska Groza, rwetes który wywołałem nie przesłonił sprawy uchodźców i większość osób nie wie o co chodzi. 

Otóż po ogłoszeniu nominacji do drugiej edycji Nagrody Polskiej Literatury Grozy im. Stefana Grabińskiego napisałem:

„W zeszłym roku nie wypowiadałem się praktycznie wcale na temat projektu Nagroda Polskiej Literatury Grozy im. Stefana Grabińskiego" Mam swoje liczne uwagi, ale uznałem, że skoro nie przeczytałem wszystkich nominowanych tekstów to nie jestem władny wybierać i komentować. W tym roku miałem zrobić podobnie. Ale jak zobaczyłem na liście nominowanych "Horror Klasy B" Łukasza Radeckiego, który jest książką po prostu złą (o czym nawet sam autor doskonale wie), w zestawieniu z brakiem "Powrotu", rewelacyjnego debiutu Wojciecha Guni, jednak się złamię. Miałem napisać i ostrzej i więcej, ale jako, że się rozchorowałem to będę miłosierny. Wstyd droga kapituło, wstyd. Następnym razem jak będziecie utyskiwać, że wszyscy mają polski horror za gówno, radzę się zastanowić jak bardzo sami się do umacniania w Narodzie takiej opinii przyczyniacie.”

Post został udostępniony, opatrzony jeszcze mocniejszym komentarzem i sprawa zaczęła szybko eskalować w małym świadku pisarzy i fanów grozy. Padły oskarżenia o hejterstwo i bezmyślne krytykanctwo, plucie na polską grozę, tworzenie towarzystwa wzajemnej adoracji, flekowanie regularnie pewnych pisarzy i promowanie ich kosztem swoich ulubieńców i dalej w tym stylu. Czego najbardziej żałuję to tego, że oberwało się bardzo mocno Wojciechowi Guni, którego z tego miejsca za całą sytuację przepraszam. Nie wiedziałem czym to się skończy. Tak jak pisałem w poście, nie miałem zamiaru sprawy komentować szerzej, ale jeżeli jedna z głównych osób stojąca za Nagrodą, w swym pełnym fałszywych stwierdzeń, krzywdzących uogólnień i co najważniejsze pozbawionym merytorycznych argumentów, felietonie wywołała mnie do tablicy? Oto jestem.

Zacznę od krótkiej notki o sobie, tak aby na wstępie ukrócić retorykę o tym jako to zamiast coś robić „siedzę i narzekam”. Prowadzę bloga od 2011 roku. Od 2012 roku współpracuję z serwisem Carpe Noctem. Od 2013 roku nagrywam segment poświęcony grozie w podcaście popkulturowym Masa Kultury. W końcu od 2014 roku współpracuję z Nawiedzonym Podcastem. I to tylko część moich projektów. Co je łączy? Wszędzie piszę i mówię o horrorze w różnych jego odsłonach. Film, gry video, komiks i oczywiście literatura. Czytam i oglądam całkiem sporo grozy i to bardzo różnorodnej, zarówno gatunkowo (od klasyki, poprzez horror klasy B, a na horrorze ekstremalnym skończywszy) jak i patrząc na kraj pochodzenia dzieła. Kiedy potem dzielę się swoimi opiniami zawsze przyświeca mi nadrzędny cel – rzetelne przedstawienie swojego zdania, uargumentowanie, pokazanie dlaczego warto, a dlaczego trzeba omijać szerokim łukiem. Tym samym mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że jednak nie jestem bezmyślnym hejterem i coś jednak robię dla popularyzacji grozy, w tym oczywiście tej z rodzimego podwórka. Bo wbrew temu co chcieliby niektórzy, mi także zależy na tym aby horror w Polsce się rozwijał, tak aby można było sprowadzać więcej filmów, wydawać więcej książek, a fandom się rozrastał. 

Przejdę jednak do posta. Napisałem, że mimo licznych uwag nie wypowiadałem się do tej pory praktycznie wcale na temat Nagrody Grabińskiego, ze względu na fakt, że znałem tylko część książek nominowanych i obawiałem się skrzywdzić kogoś jednoznaczną opinią o czymś co akurat znam. Tym bardziej, że ja unikam nawet podsumowań roku, bo często mam poczucie, że ominęło mnie coś ważnego.  Nota bene patrząc na bieżącą dyskusję, w trakcie której co najmniej czwórka pisarzy i członków Kapituły stwierdziła ze spokojem, że oni też nie znają wszystkich nominowanych pozycji, było to z mojej strony przesadną ostrożnością. W tym roku się to zmieniło i skoro środowisko bardzo usilnie próbuje nie zrozumieć dlaczego się tak stało wyjaśnię bardzo dokładnie. 

Pośród nominowanych pozycji znalazł się „Horror klasy B” Łukasza Radeckiego. Książka zła, słabo wydana, ale ku mojemu niezmiernemu zdziwieniu szalenie ciepło przyjęta. Nie jestem w stanie tego pojąć, bo książki nie broni absolutnie nic. Nie ma zapowiadanego klimatu horrorów klasy B, jest źle napisana, pełna fatalnych pomysłów, niedopracowanych tekstów i opatrzona ramą fabularną, która w założeniach była ciekawa, ale tylko w założeniach. Jeżeli ktoś chce się zapoznać z szerszą argumentacją zapraszam do posłuchania i poczytania. Ja dodam tylko jedno. Bardzo lubię horror B-klasowy, ale zbiór Łukasza Radeckiego nie jest, jak w trakcie dyskusji próbowano mi wmówić, „książką świadomie złą”, albo „autoironiczną zabawą z konwencją”. Aby taką być, musielibyśmy mieć do czynienia z premierowymi tekstami, która ogrywałyby schematy próbując powiedzieć coś więcej. A jak sam autor nie kryje choćby w posłowiu, jest to antologia złożona w większości z tekstów zebranych z wielu lat, opublikowanych w wielu różnych miejscach, pisanych na zamówienie do konkretnych zbiorów i dla konkretnych portali. Zbiór przypadkowych tekstów, połączonych ramą fabularną, której konkluzja brzmi „zapomnijmy o tworzeniu horrorów w tym kraju w jakiejkolwiek formie”. I wierzcie mi moi drodzy, to wyrwanie z kontekstu zdanie nie ma autoironicznego wydźwięku jak będą Wam próbowali wmówić. I ten zbiór otrzymał nominację do Nagrody, w której pierwszy punkt regulaminu mówi „Nagroda przyznawana jest w celu rozwoju i popularyzacji szeroko pojętej literatury grozy w Polsce”. I Panie redaktorze Stonawski zanim Pan znów zacznie insynuować, że jest to plucie na autorów chciałbym zauważyć, że ja wcześniejsze teksty Łukasza Radeckiego lubię. Wystarczy wspomnieć mój blurp na papierowym wydaniu „Bóg, horror, ojczyzna”, czy  pozytywną recenzję „Pradawnego zła” (które nie jest specjalnie dobrą książką, ale wyśmienicie wpisuje się w B-klasową konwencję dostarczając masę radości) którą można przeczytać na Carpe Noctem.

Aby znów się nie dostało autorowi doskonałego „Powrotu” wyłączę go teraz z dyskursu, bo sama nominacja „Horroru Klasy B” stanowi sedno problemu, a nie brak debiutu Guni. I jako, że w swym felietonie (pozbawionym krzty konstruktywności) prosi Pan o konstruktywną krytykę postaram się jasno określić dlaczego.  Ale najpierw jeszcze jedna ważna kwestia. Nam, miłośnikom horrorów może się wydawać, że jesteśmy prężnym i dużym środowiskiem. Nic bardziej mylnego. Większość osób uważa horror za gatunek pośledni, niegodzien zainteresowania, a jego fanów za dziwaków (i to czasem niezupełnie nieszkodliwych). Na każdym kroku staram się walczyć z tym wizerunkiem, którego mylność jest oczywista dla każdego fana grozy. Ta walka jest szczególnie trudna w przypadku polskiej literatury grozy, ze względu na pokutujące przeświadczenie, że dominuje tam literatura słaba. Niestety, samo środowisko przyczyniło się do takiego stanu rzeczy. I to nie dlatego, że taki jest stan faktyczny, ale dlatego, że słaba literatura jest chwalona na równi z czymś naprawdę dobrym (co całkiem nieźle opisał też choćby Piotr Borowiec w swym niedawnym felietonie). Przeciętny czytelnik sięgając po wychwalaną powieść, która okazuje się być gniotem, sięgnie po polski horror może jeszcze raz. Ale jeżeli sytuacja się powtórzy będzie wolał kupić sprawdzonego Kinga lub Mastertona i rozpocząć marudzenie, że polski horror to gówno. A niestety ja sam znam takich czytelników sporo i niespecjalnie mogę się im dziwić. Sam kiedy zaczynałem przygodę ze współczesną polską grozą ciągle słyszałem „ten autor jest rewelacyjny”, „ta książka jest super”. A w praktyce wyszło tak, że jeden z tych „rewelacyjnych” autorów okazał się być twórcom opowiadań tak fatalnych, że powiedziałem sobie po paru próbach, że nigdy więcej i skasowałem rzeczonego autora z listy zakupów na wieki. Nie generalizując jednak na całość środowiska. Ale ja jestem fanem, mnie Nagroda nie musi przekonywać aby czytać polską grozę, bo i tak to robię.  

Dlatego mimo wielu wątpliwości (skład Kapituły, dobór tekstów itp.) kibicowałem Nagrodzie. Twórcy szumnie na konwentach zapowiadali, i zawarli to z resztą w samym regulaminie, promować i rozwijać polski horror. Naprawdę chcemy aby polska groza miała być tej jakości co „Horror klasy B”? I już słyszę głosy, że przecież chodzi o różnorodność, a nominacja to nie nagroda. Pewnie, że nie. Ale książka nominowana może wygrać. Przecież głosują czytelnicy, a potem jeszcze Kapituła, która przypomnę już tę książkę doceniła. I teraz w ramach gimnastyki wyobraźni proszę sobie zwizualizować wznowienie „Horroru klasy B” z opaską „Laureat Nagrody im. Stefana Grabińskiego”. Naprawdę chcemy aby tak był postrzegany polski horror? To jest ta promocja i rozwój? Moim zdaniem to jest umacnianie najbardziej krzywdzących stereotypów dotyczących tej gałęzi literatury. 

Dlatego, a nie jak jeden z pomysłodawców Nagrody zasugerował przez zawiść, że sam w Kapitule nie zasiadam, w tym roku jednak zabrałem głos. Bo jak sam redaktor Stonawski zauważył „wszystkim nam zależy na polskiej grozie”. Ale jeżeli nie będziemy pracować systematycznie nad poprawą jakości publikacji, ciekawszą treścią, większą różnorodnością, to nigdy nie wyjdziemy poza swój mały światek. Nigdy nie przekonamy przeciętnego czytelnika do sięgnięcia po rodzimą grozę. Po co, przecież „polski horror to gówno”. I moje największe rozczarowanie wynikające z całej obecnej afery nawet nie jest związane z tym, ze słaba książka została nominowana. Tak było początkowo. Po paru dniach, najbardziej jestem zniesmaczony tym, że zamiast wysłuchać argumentów, podjąć dyskusję i spróbować zrozumieć skąd się wzięła moja opinia, wiele ludzi i to osób opiniotwórczych postanowiło całą sprawę wyśmiać jako „jęczenie, jak zwykle”. I zamiast dialogu, o którym tak często słyszę, dostałem sugestię, że „jak się nie podoba to zróbcie sobie sami Nagrodę”. Panie i Panowie, serio? Wzięliście sobie za patrona Nagrody jednego z najwybitniejszych pisarzy grozy na świecie. Od tego momentu Nagroda to nie jest tylko Wasza piaskownica. To także pewne zobowiązanie wobec wszystkich fanów grozy w Polsce. Zobowiązanie, że będzie pracować nad promocją i rozwojem horroru w naszym pięknym kraju. I jestem ciekaw jak chcecie to zrobić jeżeli trzymacie się tak kurczowo Waszego stanowiska i tkwicie tak mocno w przeświadczeniu o swej nieomylności, że nie umiecie podjąć rozmowy ze mną, gościem który wielokrotnie chwalił rodzimych pisarzy (nawet redaktora Stonawskiego za co sam dziękował, a teraz pewnie nie pamięta), ale ośmielił się mieć inne zdanie niż wasze? Jak chcecie toczyć dyskusję z kimś spoza środowiska, kto z założenia grozy nie lubi? Niestety tego nie wiem. Wiem. że ja, mimo pewnie mikrego zasięgu, będę próbował nadal promować ciekawą i wartościową grozę. Ale to nie oznacza, że bezrefleksyjnie będę chwalił rodzimych twórców i wszelkie ich inicjatywy. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz