Miniony rok, wśród miłośników
literackiej grozy w Polsce, śmiało może uchodzić za rok Edwarda Lee. Jego bulwersujący i
szokujący „Sukkub” zjednał sobie wielu zagorzałych zwolenników, zadowalając
nawet najbardziej wybrednych miłośników ekstremalnej literatury. Wydawnictwo Replika
ośmielone wcześniejszym sukcesem zapowiedziało na 2012 rok dwie kolejne jego powieści.
Pierwsza z nich miała właśnie premierę. Proszę Państwa, nadchodzą „Ludzie z
bagien”.
Bohaterem najnowszej powieści
Edwarda Lee jest Phil Straker, wielkomiejski policjant z wydziału narkotyków,
który na skutek fatalnego zbiegu okoliczności wraca do miasta swojego
dzieciństwa, do miasta z którego udało mu się wyrwać 10 lat wcześniej. Wyrwać
się, bo Crick City to miasto w którym nikt nie chciałby mieszkać. Zapyziała
dziura zagubiona w leśnych ostępach, gdzie mieszkańcy nie mający żadnych perspektyw
topią swoje smutki w alkoholu i narkotykach. A do tego gdzieś pośród wzgórz czają się tajemniczy „ludzie
z bagien” o których każdy mieszkaniec Crick City od dzieciństwa słyszy wiele
niepokojących opowieści. Na barkach Strakera, niczym samotnego mściciela,
zostanie złożony ciężar zaprowadzenia w miasteczku porządku. A do tego szybko
się okaże, że powrót do domu będzie wiązał się także z bolesną konfrontacją z
demonami przeszłości…
Nie brzmi to jak krwawa jatka sugerowana
przez okładkę prawda? Zaniepokojonych fanów prozy ekstremalnej uspokajam. Choć
w istocie „Ludzi z bagien” czyta się długimi fragmentami jak mocno pokręcony
dramat kryminalny to już w prologu Lee pokazuje na co go stać. Poziom wynaturzeń z jakimi przyjdzie nam
obcować w trakcie lektury, wrażliwców o plastycznej wyobraźni doprowadzi do
mdłości, a z niektórych sekwencji (absolutnie mistrzowska scena „żniw”) sam
Lovecraft byłby dumny. Nie przypadkowo zresztą wspominam Samotnika z Providence.
Począwszy od prologu, a na szokującym finale skończywszy nad powieścią unosi
się wyraźnie gęsty klimat zagrożenia i degeneracji znany miłośnikom prozy
Lovecrafta. A sam finał? Zakończenie szokuje, choć muszę przyznać, że pierwszą
reakcją na rozwiązanie akcji była lekka konsternacja. Dopiero po chwili i
ochłonięcia wszystkie klocki ułożyły mi się w zgrabną całość i mogę powiedzieć,
że czuję się usatysfakcjonowany.
Chciałbym się pochylić nad
polskim wydaniem. Po pierwsze okładka. Nadal nie mogę uwierzyć, że jej twórcami
jest ta sama ekipa, która robiła okładkę do „Sukkuba” i robi okładkę do nadchodzącego
„Golema”. Obie są klimatyczne i po prostu perfekcyjne. Okładka „Ludzi z bagien”
miała chyba zdobić wydanie „Drogi bez powrotu 13”. Kompletna klapa, tym
bardziej, że najzwyczajniej w świecie nie przystaje do zawartości książki.
Żałuję, że nie pokuszono się o okładkę podobną do oryginalnego wydania. Po
drugie opis na okładce. Krótko. Nie czytajcie go, bo podobnie jak okładka
zwodzi i nie do końca oddaje zawartość powieści. I na zakończenie Nie czytałem książki
w oryginale ale bardzo przypadł mi do gustu przekład. Myślę, że tłumacz stanął
przed niemałym wyzwaniem przełożenia na język polski dialektu wieśniaków z Crick
City jak i języka Bagnowych. Ciekawi mnie niezmiernie oryginał, ale dzięki
tłumaczowi, ja z czytania stylizowanych fragmentów czerpałem naprawdę sporą przyjemność.
Duże brawa.
Czytelnicy „Sukkuba” zastanawiają
się zapewne czy nowa powieść sprosta ich oczekiwaniom. Cóż, w mojej ocenie może
być z tym problem. I trochę mi szkoda, że „Ludzie z bagien” są skazani na porównania
z wcześniejszym dziełem. Jest to po
prostu świetna książka. Klimat oraz historia spodobały mi się bardziej niż w „Sukkubie”.
Mam jednak wrażenie, że to jednak trochę inna literatura, z inaczej rozłożonymi akcentami i jeżeli ktoś
się nastawia na klon poprzedniczki może się zawieźć. Wniosek? Nie twórzcie
sobie niepotrzebnie wyobrażeń, dajcie się zaskoczyć Edwardowi Lee i wprowadzić
w jego świat. Mam nadzieję, że czas spędzony w Crick City będzie dla Was równie
satysfakcjonujący jak dla mnie. A mi pozostaje już odliczać dni do wydania „Golema”
i wizyty autora w Polsce.
Zupełnie się zgadzam z Panem co do okładek Edwarda Lee w polskich wydaniach, są po prostu beznadziejne, sztampowe i śmieszne :)w stanach jego okładki to prawdziwe dzieła sztuki
OdpowiedzUsuńDo "Sukkuba" i "Golema" bardzo mi się okładki podobają. Ale ta do "Ludzi z bagien" jest straszna. Szkoda,że w niezamierzony sposób;)
UsuńZgadzam się,że okładki amerykańskich wydań są rewelacyjne, ale chyba głównie wznowień, bo z oryginałami różnie bywało. Tak wygląda np. okładka pierwszego wydania "Ludzi z bagien". Moim zdaniem też fatalna i nieprzystająca do treści. http://www.edwardleeonline.com/images/creekerspb_cover.jpg
Skoro sam Lovecraft byłby dumny, to muszę przeczytać.
OdpowiedzUsuń